Koncert 40-lecia KOMBI – recenzja albumu
Minimoog
KOMBI – chyba niewielu jest ludzi, którzy nie słyszeliby tej nazwy, nie rozpoznaliby tego czerwonego logo. „Słodkiego, miłego życia”, „Kochać cię – za późno”, „Bez ograniczeń energii”, „Black and white” – każdy słyszał te utwory przynajmniej raz. Supergrupa, spod której szyldu spłynęły te i wiele innych przebojów, wydała w czerwcu tego roku płytę z zapisem koncertu wieńczącego rubinowy jubileusz – „Koncert 40-lecia KOMBI”. Pochylę się dla Was, drodzy czytelnicy, nad tym właśnie albumem.
Dla przypomnienia warto dodać, że KOMBI to zespół założony w 1969 roku przez Sławomira Łosowskiego, a największe sukcesy odnosił w latach 80. ubiegłego już wieku. Każdy dobrze policzy, że od 1969 roku minęło więcej niż 40 lat. Więc skąd 40-lecie KOMBI? Bierze się to z faktu, że do 1976 zespół grał pod nazwą Akcenty, zmienioną wówczas na koncercie w Radiu Gdańsk na KOMBI. I tak KOMBI grało do 1992 roku, a Łosowski wrócił do muzyki dopiero w 2004 roku. Od tego czasu musiało minąć dziesięć lat, by na półkach sklepów muzycznych znów zobaczyć piękne logo KOMBI. Ale warto było czekać!
Tak się złożyło, że od 1976 w ubiegłym roku minęło 40 lat działania zespołu pod nazwą KOMBI. Zespół z tej okazji wydał płytę z nowymi utworami – „Nowy album” – a rok później, czyli 12 czerwca 2017, materiał z koncertu jubileuszowego w Gdańsku. Na tym właśnie materiale się skupię.
Płyta „Koncert 40-lecia KOMBI” jest albumem dwupłytowym – do zobaczenia i do posłuchania. Oba dyski zawierają ten sam materiał muzyczny, z tą drobną różnicą, że płycie CD brak jest trzech utworów względem DVD. Chroni je bardzo estetyczne pudełko, na którym bardzo rzuca się w oczy duże logo zespołu. Całe opakowanie łączy mat i połysk, nie ma się do czego przyczepić. No dobrze, a teraz zawartość. Najpierw skupię się na części do zobaczenia. Dostajemy tu półtorej godziny naprawdę dobrze zarejestrowanego koncertu. KOMBI i Łosowski to jakość, więc nie można zarzucić wykonaniu bylejakości. Rejestrowany z kilku kamer, pokazywany z kilku perspektyw pozwala świetnie przeżywać widowisko, a także zauważać smaczki, których na widowni – zwłaszcza z daleka – nie sposób zobaczyć. Jednocześnie bardzo dobrze czuje się całą atmosferę jubileuszu, magię świateł i laserów, ciepło ogni oraz kołyszącą się w rytm muzyki publikę. Naprawdę wesoło jest oglądać pląsy wokalisty Zbyszka Fila, czy uśmieszki i dzióbki pana Sławka – czuć radość. Uwieczniony został pewien element znamienny dla cywilizacji drugiej dekady XXI wieku – kiedy utworowi „Nowe narodziny” towarzyszyły specjalnie zaaranżowane lasery, publiczność błyszczała się ekranami telefonów, nagrywających wyjątkowe widowisko... A poza tym nie należy pominąć rzeczy pozornie mało znaczącej, czyli stroju pana Sławka, który żywo nawiązuje do szeroko wszystkim znanego wizerunku z płyty „Nowy rozdział” – czarna koszula i spodnie w czarno-białe pasy.
Teraz jako recenzent muszę się odrobinę przyczepić. Koncert rejestrowany był w dużej mierze ze statycznych kamer, co ma wpływ na odbiór zwłaszcza utworów instrumentalnych. W pozostałych jednak wiele ujęć jest dynamicznych – zwłaszcza na wokalistę – oraz zbliżeń. To oraz fakt, że użyto wielu kamer ustawionych w różnych miejscach nadrabia opisany przeze mnie brak. Nie podobają mi się również napisy z tytułem, pojawiające się na początku każdego utworu. Są bardzo zwyczajne, aż chciałoby się jakiejś ładniejszej czcionki, ładniejszego sposobu pokazywania się ich na ekranie. Brakuje również nieco komentarzy i krótkich opowieści między utworami na ich temat, które zwykł mówić pan Sławek, a które byłyby na miejscu w kontekście koncertu jubileuszowego – zapis więc to same utwory. Fakt ten wpływa pozytywnie na słuchanie muzyki, ale nadawałby wszystkiemu charakteru wspomnieniowego – a po czterdziestu latach jest co wspominać.
O jakości dźwięku będę pisał później, przy zgłębianiu się w materiał audio albumu, ale napomknę tylko, że tutaj nie ma nic do zarzucenia.
Chcąc więc niejako podsumować część DVD – jest to naprawdę dobrze zmiksowany i zarejestrowany koncert, a minimalne braki nie przeszkadzają za bardzo. Jest ciekawie, estetycznie, czuć atmosferę jubileuszu, ogląda się super.
No to nadeszła pora na krążek CD. Jak już wspomniałem, jest on uszczuplony względem DVD o trzy utwory – solo Tomka Łosowskiego na perkusji, piosenkę „Jaki jest wolności smak” i instrumental „Casablanca - ramadan”. Jak wyżej napisałem – KOMBI i Łosowski to jakość, a zatem płyta jest najwyższej jakości. Mamy tu wielkie przeboje ze wszystkich lat, a także utwory z „Nowego albumu”. Bardzo dobrze znam współczesne aranżacje starych hitów, ponieważ pan Sławek gra je od wielu lat, ale bardzo cieszyło mnie wyłapywanie na tej płycie smaczków w aranżacjach – nowe efekty, sample, a wszystko na kanwie starych, dobrze znanych brzmień analogowych syntezatorów, będących bazą brzmienia samego KOMBI. Szczególnie przyjemnie słuchało mi się piosenki „Black and white”, którą po wielu, wielu latach wreszcie mogłem usłyszeć z tymi właśnie, dobrze znanymi mi brzmieniami. Zawsze lubiłem ten utwór, więc móc znów cieszyć się nim we właściwej aranżacji to miód na moje uszy. Warstwę muzyczną całej płyty bardzo ubogaca bas Karola Kozłowskiego, który dołączył do składu zespołu w 2014 roku – we wcześniej znanych mi aranżach brakło żywego basu. Świetnie także słucha się okazjonalnych partii gitarowych, które gościnnie wykonał Wiktor Tatarek, a przecież mających również duże zasługi dla brzmienia zespołu w jego historii. Jednym słowem: zespół KOMBI brzmi w całej swej okazałości. Muzyce towarzyszą piękne emocje – np. w utworze „Nowe narodziny” syntezator Prophet 5 pod palcami pana Sławka śpiewa piękną partię solową, jakby z drżeniem, z tęsknotą, a w innym – „Bez ograniczeń energii” – tryska mocą i swą nieograniczoną energią, słodka ballada „Miłością zmieniaj świat” wzrusza, a „Przytul mnie” buduje nastrojową atmosferę…
Tyle dobrego, więc czy jest się do czegoś przyczepić? Brakuje mi jedynie piosenek z płyty „Zaczarowane miasto”, wydanych jeszcze pod szyldem Łosowski w 2009 roku. Oczywiście tytułowy insturmental wieńczy koncert, a na DVD pojawia się „Casablanca-ramadan”, ale te kawałki znamy już z lat wcześniejszych – nie ma „Pekinu”, „Białej perły” i innych świetnych utworów. Być może był w tym zamysł podkreślenia muzyki spod szyldu KOMBI, a oprócz tego pan Sławek nieraz zaznacza, że utworów przybywa, a czas przewidziany na koncert nie maleje.
Jak więc podsumować cały album „Koncert 40-lecia KOMBI”? Że jest to pozycja, którą warto mieć na półce i często odtwarzać. Jest to solidny zapis koncertu, który podkreśla długą, acz wciąż trwającą historię zespołu. Gorąco polecam zarówno wielbicielom KOMBI, jak i słuchaczom poszukującym dobrej muzyki oraz sporej dozy pierwszorzędnych brzmień elektronicznych. Moim zdaniem – must have!
Minimoog
W recenzji zawarto zdjęcia autorstwa Minimooga.