Nieznany sąsiad, część 1
SUDi
Niewielki, usadowiony w przepięknym zakątku Europy, niby dobrze nam znany i bliski kulturowo oraz mentalnie kraj, osiągalny zaledwie w kilka godzin samochodem z najdalszego zakątka Polski. Masowo odwiedzany przez polskich narciarzy i amatorów gorących źródeł w zimie oraz piechurów górskich w lecie. Z legendarnym już piwem firmowanym na złoto ubarwionym bażantem. Czy już zgadłeś o jakim państwie mowa? „No pewnie!” - zakrzykniesz pewny swojej odpowiedzi - „O Słowacji! Tylko... Dlaczego ‘niby’ dobrze nam znany? Przecież oni są prawie tacy sami, jak my, nawet język mają podobny i zrozumiały dla nas!” - rzekniesz zapewne. Czy jednak tak jest rzeczywiście? Nie. Tak naprawdę Słowacja jest Polakom mało znana. Naprawdę mało...
Mimo bliskości geograficznej, naszych południowych sąsiadów smagały inne burze dziejowe niż nas. Dużo mniej krwawe, dużo bardziej litościwe. Są ulepieni z innej gliny dorobku historycznego. Może nie mogą pochwalić się tysiącletnią historią, niemniej jest to równie dumny i bogobojny naród, jak my. Właściwie Słowacy zaczęli czuć potrzebę budowania własnej tożsamości narodowej (w dzisiejszym znaczeniu tego pojęcia) zaledwie trzy stulecia temu. Wcześniej był to po prostu skromny górski lud, bardzo blisko spokrewniony z Czechami oraz w mniejszym stopniu z Polakami, zamieszkujący doliny oplecione wysokimi pasmami Tatr. No właśnie - Tatry - dla Słowaka wyjątkowe miejsce na Ziemi, bez którego nie jest w stanie wyobrazić sobie życia, a do którego zawsze wraca by usłyszeć głosy przodków w szumie wiatru. Nie na darmo już w pierwszej zwrotce hymnu słowackiego jest aż dwukrotne odniesienie do tych pięknych gór.
Stosunkowo krótka historia tego narodu nie mogła obrodzić długim szeregiem własnych bohaterów. Właściwie jest ich tylko kilku. Na dodatek jednego z nich, z punktu widzenia medialnego bardzo ważnego, jeszcze im „podebraliśmy”. Tak, dobrze przeczytałeś. „Podebraliśmy” im Janosika. Zapewne zupełnie niewinnie polski serial nakręcony jeszcze w czasach PRL i cieszący się do dziś sporą popularnością zrobił sobie żart z historii i przekonał miliony Polaków, że jego główny bohater jest stricte „naszym” patriotą pozytywnym. No cóż. Zbój napadający bogatych by oddać biednym, broniący ciemiężony miejscowy lud przed obcą okupacją, na dodatek podobno bardzo przystojny – któż by nie chciał mieć takiego narodowego bohatera. Niestety, prawda jest jednak dla nas bardziej bolesna. Janoszik /wymowa słowacka/ był Słowakiem, a jego nogi prawdopodobnie nigdy nie zawitały na terenie Polski, a jeśli już, to tylko przypadkowo kiedy z kamratami z bandy uciekał w coraz bardziej niedostępne rejony górskie przed pogonią habsburską, gdyż groził mu hak rzeźniczy, na którym zresztą ostatecznie zawisnął w mieścinie Liptowski Mikułasz pod Tatrami.
Karty dziejów narodu słowackiego, oprócz wielu pozytywnych stron, zawierają również jedną bardzo mroczną i wstydliwą, a dla nas Polaków szczególnie bolesną. Słowacja jako jedyne państwo realnie wspomogło siłowo hitlerowskie Niemcy w napadzie na Polskę we wrześniu 1939 roku. Kilka dywizji słowackich przekroczyło 1 września nasze południowe granice i okupowało Podhale wraz z Zakopanem do czasu przejęcia władzy na tych terenach przez niemiecką administrację. Na szczęście bezpośrednich potyczek między wojskami polskimi a słowackimi nie było wiele i końcowe straty po obu stronach nie są zbyt duże, rzędu kilkuset zabitych. Na fali rosnącego w ostatnim czasie w siłę nacjonalizmu w całej Europie, również na Słowacji zaczynają coraz odważniej wystawiać rogi zwolennicy tzw. 1. Republiki Słowacji, istniejącej w latach 1939-45. Na jej czele stał ksiądz Tiso, duchowny katolicki, jednocześnie długoletni polityk i przywódca ówczesnej prawicowej chrześcijańsko-narodowej partii. Jego największym grzechem było bierne wsparcie hitlerowskiej polityki Holokaustu, co skutkowało załadowaniem większości żydowskich obywateli do bydlęcych wagonów podążających w kierunku pieców gazowych Auschwitz. Sami Słowacy niejako znaleźli się w pułapce własnych dziejów. Na jednej stronie w 1939 roku, na gruzach rozpadającej się Czechosłowacji, powstało ich pierwsze w historii świata własne państwo, które zaoszczędziło Słowakom losy innych narodów podbitych przez nazistów, na drugiej było to państwo paktujące z samym diabłem. Ostatecznie jednak Słowacja znalazła się po II wojnie światowej po stronie alianckich zwycięzców dzięki wybuchowi tzw. Słowackiego Powstania Narodowego w 1944 roku, co prawda zakończonego niepowodzeniem i stłumieniem przez Niemców, jednak zdecydowane oraz okupione krwią opowiedzenie się po stronie dobra zostało przyjęte jako szczery żal za grzechy, które zostały odpuszczone narodowi. Sam ksiądz Tiso zadyndał po wojnie na szubienicy w Bratysławie.
C.D.N.
SUDi