Nie na każdy temat (część druga)
V-12
W drugiej części felietonu przedstawię Wam własne przemyślenia na temat otoczki, jaką wykreowała obecność uchodźców z Syrii w Europie, spróbuję poszukać odpowiedzi na pytanie, czy warto łączyć imprezy retro gamingowe z demoparty, wspomnę o panującej internetowej histerii, a na koniec opowiem kim jest tzw. superstulatek. Do dzieła zatem!
Więc chodź, pomaluj swoje zdjęcie profilowe w barwach flagi Francji...
Temat numer jeden w mediach w ciągu ostatnich miesięcy to uchodźcy z Syrii. Ich długofalowy szturm na Europę przynosi skutki. Ale nie dla tych, którzy chętnie widzieliby Syryjczyków w ich własnym państwie. Problem wydaje się być poważniejszy, niż się nam wydaje. Na przykładzie ataków we Francji możemy przekonać się, w jak sprytny sposób do wzbudzenia niepewności wśród Europejczyków można wykorzystać falę napływu uchodźców na tereny UE. Wystarczy za jakiś czas powtórzyć atak, a skala nietolerancji, rasizmu i dyskryminacji wobec „innych” zacznie się powiększać.
Europa nie była przygotowana na taką sytuację. To widać po działaniach znaczących na arenie europejskiej polityków z kanclerz Angelą Merkel na czele. Obecność danego kraju w UE w tym momencie przestaje się opłacać, albowiem jest on niejako zmuszony do przyporządkowania się postanowieniom z góry. Niby można je negocjować, ale całkowita odmowa przyjęcia uchodźców przez dany rząd może się skończyć sankcjami ze strony Unii (np. w kwestii przyszłych dotacji).
Najwięcej chaosu wprowadzają jednak ci, którzy bezmyślnie kopiują linki w sieci do artykułów opisujących rzekome pobicie kogoś przez uchodźców. Część z tych tekstów powstaje na zamówienie. Ktoś ma w tym ukryty cel, by wzniecać niepokój nawet w najdalszych zakątkach Europy. Nie to jednak najbardziej mnie zmartwiło. Tuż po atakach we Francji z dnia 13 listopada 2015 r. na popularnym serwisie społecznościowym rozpoczęła się moda na kolorowanie zdjęcia profilowego na niebiesko, biało i czerwono. To barwy znajdujące się na fladze kraju słynącego m.in. z Wieży Eiffla. Nieuzasadniony niczym racjonalnym konformizm internetowy po raz kolejny dał mocno znać o sobie. Na szczęście nie wszyscy ulegli tej fali.
Pytając jednego ze znajomych, którego nie posądzałbym o taki rodzaj zachowania, dlaczego to uczynił, odpowiedział, że w geście solidarności z ofiarami zamachów we Francji. Ta sama osoba nigdy wcześniej nie oznaczyła swojego zdjęcia profilowego w żaden sposób, który by wskazywał na poczucie wspólnoty z jakąś grupą narodową, społeczną czy wyznaniową. Bo po prostu takiej mody wcześniej nie było na Facebooku. Idąc tym tropem, powinniśmy codziennie pokazywać oznaki solidarności z ludźmi, którzy giną w Afryce, Ukrainie i innych państwach ogarniętych konfliktami zbrojnymi. Podobno co pół sekundy na świecie ktoś umiera i jakoś nikt się tym nie przejmuje.
Ktoś powie: „Moje konto, mój profil, mogę sobie robić na nim co chcę”. To prawda. Ale czy musisz robić to samo, co inni? Dlaczego wewnętrzne przeżywanie czegoś zamieniło się na bezmyślne klikanie przycisku „share” w oknie przeglądarki internetowej? Przecież to nie to samo.
Przed kolejną akcją tego typu warto by było chociażby sprawdzić, czy dany kraj wprowadził żałobę po katastrofie Tu-154 z polskimi politykami w 2010 roku. Od razu podpowiem, że wśród 24 państw, które to uczyniły, nie było Francji...
Czy warto łączyć imprezy retro gamingowe ze zlotami sceny komputerowej?
Powyższe pytanie było jednym z trzech tematów pierwszego odcinka podcastu pt. „Demontaż”, którego autorem są Fei, AceMan i Arab. Tak naprawdę wszystko leży w gestii organizatora. To on ustala reguły rządzące na jego wydarzeniu. To jego koncepcja przynosi (bądź nie) określony wynik np. w postaci pożądanej liczby sprzedanych biletów. Jeżeli organizator uzna, że taka idea jest jak najbardziej uzasadniona, to dlaczego ktoś inny miałby mu narzucać swój punkt widzenia? Albo akceptujesz zasady, albo do widzenia.
W organizacji „podwójnych” imprez komputerowych widzę pewien potencjał. To, że scena komputerowa otwiera się na publiczność z zewnątrz świadczy chociażby fakt, że na niejednej imprezie (np. Riverwashu czy Silesia Party) byli przedstawiciele mediów, co pozwoliło na obejrzenie twarzy niektórych organizatorów w telewizji. Opowiadali oni o zlocie komputerowców i reklamowali swoją imprezę. Czy ktoś wtedy im powiedział, że przez takie działania scena komputerowa za bardzo traci na tej swojej magicznej, niezależnej otoczce? Wątpię. Wręcz przeciwnie. Każda forma promocji w dzisiejszych czasach jest mile widziana. Jeżeli to ma przenosić się na większe zainteresowanie imprezą – czemu nie?
Doświadczenie pokazuje, że przeciętny „człowiek z ulicy” nie wejdzie na płatną imprezę, z której tematyką ani odrobinę nie jest związany. Tak więc pod tym kątem nie obawiałbym się „obcych ciał” na imprezie scenowej. Na przykładzie dwóch łączonych imprez RetroKomp i LOAD ERROR w Gdańsku widać było, że tego rodzaju fuzje spisują się bardzo dobrze. Nie należy jednak uważać, że za każdym razem osiągnie się wymarzony sukces. Wszystko zależy od wielu czynników. Nie każdy zechce jechać kilkaset kilometrów, by mieć tylko i wyłącznie możliwość obejrzenia kilku demek na big screenie w jakimś małym lokalu. Ale według mnie zawsze tam, gdzie jest to możliwe, akcent „scenowy” powinien się przewijać.
Internetowa histerya
Histeria (w polskiej medycynie ludowej XIX i początku XX wieku znana jako histerya) to pojęcie określające m.in. nazbyt gwałtowną i przesadną reakcję emocjonalną na jakieś wydarzenie. To zaburzenie nerwicowe, objawiające się nagłą zmianą zachowania, brakiem logicznego myślenia, szybkością działania, negatywnymi reakcjami typu płacz, krzyk, gniew itd. Gdy przeglądam wpisy różnych znajomych na Facebooku, obserwuję rosnącą falę internetowej histerii dotyczącą głównie tematów politycznych (kreowanie na siłę negatywnego wizerunku danej opcji politycznej), obyczajowych (tęcza, ratowanie zwierząt), jak i globalnych (co dalej z uchodźcami i dlaczego wszędzie, gdzie się pojawią, czynią same zło?).
Im więcej tego rodzaju wpisów, linków, memów, tym bardziej popularny serwis społecznościowy zaczyna przypominać jedno wielkie wysypisko śmieci. Pomiędzy polityką i obyczajami pojawiają się zdjęcia jedzenia, dzieci i wpisy reklamujące swoją aktualną zdobycz kilometrową w bieganiu czy jeździe na rowerze. Niektórzy w swojej histerii posuwają się o krok dalej i umieszczają posty, w których wylewają swoją frustrację na tematy dnia codziennego zapominając jednocześnie, że bardziej adekwatnym miejscem do tego typu wynurzeń są osobiste blogi. Nie każdy wpis jest emocjonalny, ale monotonne narzekanie w stylu „znowu poniedziałek?” może spokojnie być zakwalifikowane jako internetowa histeria.
Skąd w ludziach taka tendencja? Sam chciałbym się tego dowiedzieć. Więc zapytam: Dlaczego nie podoba Ci się prezydent Andrzej Duda? Powiedz mu to wprost, a nie ograniczaj się tylko i wyłącznie do smucenia na swoim wallu. Dlaczego narzekasz na poniedziałek? To pierwszy dzień tygodnia (według Biblii nawet drugi!), który przynosi nowe możliwości, nowe rozwiązania i nadzieję na lepsze jutro. W poniedziałek wchodzimy z nową dozą energii, którą zebraliśmy w czasie weekendu. Jeżeli tak się nie stało, wińmy za ten stan rzeczy sobotę i niedzielę. Jeżeli poniedziałek kojarzy Ci się z powrotem do pracy, to zmień swoje miejsce zatrudnienia. Kredyt poczeka.
Najbardziej razi mnie jednak histeria polityczna i prozwierzęca. W tej pierwszej stopień nasilenia reakcji emocjonalnych zdaje się zależeć od preferowanej przez daną osobę opcji politycznej. Stąd np. irracjonalna postawa wielu internautów wobec faktu, że doradcą Antoniego Macierewicza został dwudziestoletni Edmund Janniger. Zresztą w chwili pisania tych słów obiegła Polskę informacja, iż młody chłopak zrezygnował ze swojego stanowiska i powraca na amerykańską uczelnię. Kompletnie nie widzę powodu do drwin w tym temacie.
Wspomniałem również o histerii prozwierzęcej. Najczęściej jest ona widoczna na stronach poświęconych ochronie zwierząt, polowaniom myśliwych, hodowli norek itd. Wystarczy umieścić zdjęcie i informację o znęcaniu się nad jakimś zwierzęciem, natychmiast pojawia się mnóstwo komentarzy w stylu „Jak bym dorwał(a) tego bydlaka, to bym go własnymi rękami zatłukł(a)”, albo „Zrobić mu to samo, co on temu psu!”. Wszyscy są nagle tak bojowo nastawieni, wylewają kubły żalu i nienawiści, ale nikt, dosłownie nikt, nie zmieni swoich słów w czyny. Oczywiście nie chcę, aby zabrzmiało to jak namawianie do stosowania przemocy, jednakże czytanie histerycznych komentarzy zaczyna mnie powoli męczyć i chętnie zobaczyłbym czyjeś działanie, a nie jedynie puste deklaracje.
Inną kwestią jest to, że wokół nas są same „mądre głowy”. Mądrzą się i filozofują na forach, albo w komentarzach pod artykułami, piszą niesamowite analizy aktualnego stanu rzeczy. A gdy przychodzi co do czego (vide prośba o napisanie artykułu), nagle nabierają wody w usta i udają, że są kompletnymi laikami. Zabawne.
Niech nam żyją 200 lat!
Są na świecie osoby, które z pewnością nie muszą przejmować się jakimiś „fejsbukami” czy innymi tworami XXI wieku. To tzw. „superstulatkowie”, czyli jednostki żyjące co najmniej 110 lat. Rekord w tej dziedzinie przypadł Jeanne Calment. Urodziła się 21 lutego 1875 r., a zmarła 4 sierpnia 1997 r. przeżywszy dokładnie 122 lata i 164 dni. Niesamowite!
W chwili pisania tego felietonu najstarszą żyjącą osobą na świecie jest Amerykanka Susannah Mushatt Jones, urodzona 6 lipca 1899 roku. Kilka miesięcy później przyszła na świat Włoszka Emma Morano, dokładniej 29 października 1899 roku. Do grona superstulatków zalicza się także Violent Brown (urodzona 10 marca 1900 r.) z Jamajki i Nabi Tajima (urodzona 4 sierpnia 1900 r.) z Japonii. Wymienione przed chwilą panie to jedyne żyjące na świecie osoby urodzone w XIX wieku! Na liście stu najstarszych ludzi na świecie znajdują się jeszcze 3 prapraprababcie z 1901 roku.
Najdłużej żyjącą Polką była prawdopodobnie Apolonia Lisowska, urodzona 18 lutego 1900 r., zmarła 28 lutego 2014 r. w wieku 114 lat i 11 dni. Według potwierdzonych danych przez Gerontology Research Group najstarszą superstulatką pochodzenia polskiego była dr Maria Pogonowska. Odeszła z tego świata 15 lipca 2009 r. w wieku 111 lat i 258 dni. Chociaż wśród najstarszych Polaków dominują kobiety, jedną z postaci godnych odnotowania jest Józef Kowalski. Trzy dni temu minęła druga rocznica jego śmierci. Był najdłużej żyjącym weteranem wojny polsko-bolszewickiej i przeżył prawie 114 lat.
Wśród żyjących rekordzistów pod względem wieku przoduje Jadwiga Szubartowicz. Urodziła się 16 października 1905 roku i niedawno obchodziła swoje 110 urodziny. Najstarszym żyjącym obecnie mężczyzną w Polsce jest Antoni Wojciechowski, który przyszedł na świat 15 listopada 1906 roku. Jednym z bardziej znanych stulatków jest Stanisław Kowalski, urodzony 14 kwietnia 1910 roku. Mając 104 lata na karku nadal uprawia lekkoatletykę.
Analizując światową listę stulatków można dostrzec kilka ciekawych rzeczy. Pierwszą jest dosyć łatwe spostrzeżenie, iż zdecydowanie częściej superstulatkiem staje się kobieta. Mężczyźni ze względu na wykonywanie ciężkiej pracy i nałogi rzadziej osiągają wiek ponad 100 lat. Aby bić rekordy w długowieczności, najlepiej być mieszkańcem Stanów Zjednoczonych lub Japonii. Te dwa kraje dominują na liście superstulatków pod kątem ich pochodzenia. Z krajów Europejskich nieśmiało można wskazać pojedyncze jednostki pochodzące np. z Portugalii, Włoch, Francji, Hiszpanii czy Holandii.
Chociaż Polska nie przoduje w rankingu superstulatków, to jednak mimo tego życzę wszystkim, abyśmy żyli jak najdłużej – na przekór ZUS-owi! :)
V-12/Tropyx
Szczecin, 10.12.2015 r.