Osiem bitów temu...

Slake

Mawiają, że im człowiek starszy, tym więcej myśli. Jest w tym jakaś prawda, wszak z wiekiem przybywa nam doświadczeń. I mnie jakoś ostatnio wzięło na rozmyślania... Jak to często w takich sytuacjach bywa – impuls był przypadkowy i spontaniczny...

Dopadła mnie osobliwa nostalgia na temat lat minionych, dla mnie niepowtarzalnych. Jestem niezwykle dumny, że mogłem dorastać w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Uważam, że z wielu względów były to lata wyjątkowe, zwłaszcza w informatyce. Sięgając pamięcią wstecz przypominam sobie moje początki z komputerami. Wszystko zaczęło się od jednego z klonów Atari 2600. To właśnie na nim jako dziecko uruchomiłem swoje pierwsze gry i połamałem pierwsze joysticki. Ileż frajdy dawały mi wówczas np. piłki w kształcie kwadratów w grze przypominającej piłkę nożną. Poziom tych gier był różny, jedne były oczywiście lepsze, inne zaś gorsze, ale kilka z nich wciągnęło mnie na naprawdę długie godziny. No i muszę dodać, że „konsolka” była podłączona do czarno-białego odbiornika TV. Następnie przyszedł czas na konsolkę z „ośmiorniczką” i długie godziny spędzone przy zbieraniu punktów. Pamiętam, jak po długim czasie udało mi się przekroczyć licznik, ależ to była frajda.

No i w końcu przyszedł czas na pierwszy komputer. Choć nieco przypadkiem, bo z ogłoszenia wystawionego w witrynie jednego z punktów usługowych i przy wsparciu finansowym matki stałem się posiadaczem Commodore C64 wraz ze stacją dysków i instrukcją obsługi. No i zaczęła się, jak się z czasem okazało, wspaniała przygoda. Pierwsze kroki z C64 do najłatwiejszych nie należały. Musiałem zaznajomić się ze sprzętem, z tym jak działa. Jeśli dobrze sięgam pamięcią, było to w okolicach roku 1996. W gronie znajomych niewielu miało C64, ale okazało się, że jeden z kolegów jest posiadaczem zestawu podobnego do mojego – z tą różnicą, że ja miałem model stacji 1541C, a on 1541 II. Wtedy zaczęło się odkrywanie „dyskietkowego” świata. Gry i użytki stanęły przede mną otworem. I tu znów muszę przyznać, że było kilka tytułów, które jak się później okazało stały się prawdziwymi pożeraczami czasu. Wraz z upływem czasu moje doświadczenie z C64 stawało się coraz większe. Zacząłem czytać ówczesną prasę komputerową. Zabawa (a może już powoli nie zabawa) stawała się coraz bardziej wciągająca. Dokupiłem magnetofon i mogłem cieszyć się grami i użytkami z kaset. Zestaw się rozrastał, a jak się później okazało nie były to moje ostatnie zakupy... Z czasem gry, nawet te najbardziej wciągające przestały mnie interesować. Jak to zwykle bywa przypadkiem odkryłem „Telekomputer” (tak się chyba ten dział nazywał) w Telegazecie i umieściłem w nim swoje ogłoszenie. W ten sposób zdobyłem swoje pierwsze kontakty, choć jeszcze nie na scenie. Moja przygoda z C64 nabrała rozpędu.

Tu, pokrótce należy wspomnieć, że kolejnym krokiem był kontakt ze sceną. Próbuję sobie usilnie przypomnieć gdzie to wszystko miało swój początek, ale chyba zbyt dużo czasu już upłynęło, a moja pamięć jest coraz bardziej zawodna. Wstyd przyznać, ale nie pamiętam dokładnie jak to było. Mam jedynie jakieś strzępki wspomnień... Jednak nie o przygodzie ze sceną chciałem tym razem napisać, może nadarzy się jeszcze ku temu okazja.

Do roku 2000 byłem członkiem scenowej społeczności. W międzyczasie, około roku 1999 stałem się posiadaczem Amigi 500, początkowo z 0,5 MB pamięcią (później rozszerzoną choć nie pamiętam do ilu dokładnie). Tu grono znajomych z Amigą było szersze. A zatem i możliwości pożyczania gier większe. Do dziś pamiętam wakacje podczas których cyklicznie spotykaliśmy się kilkuosobową grupą u jednego kolegi, który miał ową Amigę i urządzaliśmy sobie wielogodzinne sesje grania w „Sensible Soccer” czy „Mortal Kombat”. Nie muszę chyba przy tym wspominać ile joysticków zakończyło podczas tych spotkań swój żywot. To były piękne chwile, które zaowocowały fajnymi wspomnieniami. I nikomu nie przeszkadzało, że zakończenie sezonu w „Sensible Soccer” jak pamiętam trwało chyba z pół godziny. A teraz?

Jakiś czas później zamieniłem swój egzemplarz Amigi 500 na inny, choć nie tak bardzo wysłużony komputer... Amigę 600/ :) Tu już powoli było czuć, że klimat towarzyszący pięćsetce zaczyna przemijać, ja sam w miarę upływu lat zacząłem zmieniać zainteresowania, a życie zaczęło pisać zupełnie nowe scenariusze. Pamiętam jeszcze z tamtych lat, że przez krótką chwilę dane mi było być posiadaczem polskiego komputera Bosman...

Rok 2000 był przełomowy – jak stwierdził V-12 podczas wykładu o grupie Tropyx na RKLE 2015 w Gdańsku. Stety, niestety muszę się z tym stwierdzeniem zgodzić. I nie chodzi mi tutaj o magię liczby a o fakt, że wtedy zakończyła się moja przygoda ze sceną commodorowską. Sprzedałem swoje Amigi, sprzedałem swój zestaw C64, który wówczas obejmował już nie tylko samego „komcia”, stację dysków i magnetofon, ale i drukarkę igłową MPS 1230 oraz kolekcję kartridży, kaset, dyskietek i literatury komputerowej na którą składały się książki i czasopisma. No i niestety po latach bardzo żałuję, że zbyłem cały ten sprzęt, bo patrząc z perspektywy czasu była to naprawdę całkiem niezła kolekcja. Powód sprzedaży wydaje się dziś prozaiczny – w 2000 roku miałem 19 lat i moje komputerowe zainteresowania zaczęły się zgrywać z przyszłością zawodową. Niedługo potem stałem się posiadaczem PC...

Każdy z nas jakoś zaczynał swoją przygodę z komputerem. Ja po tylu latach cieszę się, że początki mojej wyglądały właśnie tak, a nie inaczej. Cieszę się, że mogłem obcować w stopniu mniejszym lub większym z niezapomnianymi komputerami Commodore. To były czasy wyjątkowe, z niepowtarzalnym już klimatem tamtych lat.

Od początku mojej komputerowej przygody śledziłem zmiany, jakie zachodziły na rynku IT. I za to też jestem wdzięczny losowi, że mogłem żyć, a właściwie dorastać w takiej epoce, że załapałem się na właśnie ten moment. Mam nadzieję, że choć trochę rozumiecie co mam na myśli... Dziś postęp i pęd technologiczny jest zupełnie inny niż w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych. Teraz możemy kupić komputer o konfiguracji jaką sobie tylko wymarzymy, zagrać w „sprzętożerne” gry, cieszyć się mobilnością naszych sprzętów. Dlatego tym bardziej się cieszę, że choć w pewnym stopniu mogę to porównać z czasami, gdy tak nie było.

Dziś jako facet po trzydziestce z radością obserwuję powrót zainteresowania ludzi retro komputerami. I widzę, że to głównie starsi powracają do maszynek, które towarzyszyły im za młodu. Po piętnastu latach znów zaczynam przyglądać się C64, trochę z ciekawości, trochę z sentymentu. Ktoś kiedyś powiedział, że z ośmiu bitów się nie wyrasta – i myślę, że miał w tym stwierdzeniu sporo racji. Żegnając się w 2000 roku ze swoim C64 nie przypuszczałem, że piętnaście lat później znów stanę się jego posiadaczem, że stare zainteresowanie się odrodzi, że będę mógł ponownie napisać arta do commodorowskiego zinu...

Slake/Tropyx (28.11.2015 r.)