Uwaga! Produkt odnowiony

Data

Gospodarka wolnorynkowa dała nam dużą ilość tanich, słabej jakości rzeczy oraz mniejszą ilość dóbr luksusowych wysokiej jakości. Zbudowała nam kościoły kapitalizmu w postaci galerii handlowych i hipermarketów, w których oddawać się możemy potrzebom w większości przez ten system wykreowanym,by wszyscy żyli długo i szczęśliwie... Nie. Choć kapitalizm zwyciężył z gospodarkami centralnie planowanymi charakterystycznymi dla socjalizmu i komunistycznych utopii, które nie potrafiły za pomocą ograniczonych zasobów „każdemu wedle potrzeb” dostarczyć tego, czego pragnął, to szybko zrozumieliśmy, że kapitalizm, którego motorem napędowym jest zysk, jest równie utopijny. To dlatego dziś sukces odnoszą gospodarki mieszane. Jednakże raz po raz obserwuję absurdalne próby mielenia jednym systemem domen drugiego. Czasem jest to chęć prywatyzacji służby zdrowia, czasem chęć postawienia człowieka na Marsie pieniędzmi korporacji, a czasem próba odnawiania produktów. Problemy materiałowe w gospodarkach socjalistycznych, w których cena nie mogła ograniczać popytu, były częściowo kompensowane poprzez projektowanie możliwie trwałych i naprawialnych dóbr konsumenckich. Jednakże postęp w automatyzacji produkcji i idea jednorazowych produktów w gospodarkach kapitalistycznych położyły kres tym praktykom. Próba ich przywrócenia w momencie, gdy rozumiemy już, że nieustający wzrost gospodarczy to utopia, ponieważ zasoby nie są niewyczerpywane, generuje kolejne patologie. O jednej z nich chciałbym dzisiaj Wam opowiedzieć. Chodzi o odnawianie dysków twardych. Dlaczego akurat o tej? Ponieważ jestem tech-nerdem i od lat irytuje mnie wyjątkowo ten proceder.

W przypadku dysków twardych producenci częściej stosują określenie „recertyfikowany”, niż „odnowiony”, i choć są pewne różnice pomiędzy tymi emblematami (na przykład gwarancja, kompletność zestawu, czy opakowanie), to oba mają przekonać konsumenta, że dostaje produkt „jak nowy” za około 80% ceny tego bez dopisków. No cóż... Tylko w nielicznych przypadkach jest to prawdą. Zarówno Seagate, jak i WD otwarcie twierdzą, że napędy takie pochodzą głównie ze zwrotów konsumenckich i mogą być naprawiane. Przy czym słówko „mogą” sponsoruje tutaj całą imprezę. W naprawianie mogą się bawić firmy odzyskujące dane i wystarczy zerknąć na ich cennik, aby zdać sobie sprawę, że w dobie gospodarki, w której producenci zarabiają dzięki efektowi skali z wysoce zautomatyzowanej produkcji, naprawianie tak zintegrowanych urządzeń, jak dyski twarde, jest delikatnie mówiąc nieopłacalne. Producent zapewnia, że napęd recertyfikowany przeszedł kompleksowy test rygorystycznych wymogów i nadaje się do ponownego użycia. W rzeczywistości ten test sprowadza się do sprawdzenia, czy dysk nie posiada uszkodzonych sektorów, wyzerowania powierzchni, wykasowania logów S.M.A.R.T i nabicia oznaczenia „recertified”. Nikogo w korpo nie interesuje, że odczyt z niektórych sektorów jest już na tyle powolny, że zostanie to dostrzeżone przez bardziej ogarniętego użytkownika, a za miesiąc mogą pojawić się pierwsze bad-sectory.

No ale Wy przecież kupujecie tylko nowe, sklepowe nieodnawiane dyski, prawda? No to przedstawię Wam teraz prawdziwą spiralę upadku. Kupujecie w elektromarkecie zewnętrzny dysk USB. Niech to będzie model o pojemności 4TB. Używacie go i urządzenie z jakichś względów przestaje poprawnie działać, na przykład czasami wolno czyta, albo rozłącza się – te rzeczy się zdarzają. Napęd jest na gwarancji, więc korzystacie z prawa do reklamacji. Odnosicie sprzedawcy, ten wysyła urządzenie do producenta. Producent uwzględnia reklamację, odsyła sprzedawcy nowy dysk i znów cieszycie się... Ajj... Niestety nie, bo producent w ramach reklamacji oddaje Wam dysk recertyfikowany, który był już zwrotem reklamacyjnym, ale ten przez swoje „rygorystyczne” testy nie wykrył jego wad i go recertyfikował. Dostajecie więc po 2 tygodniach czekania wadliwy dysk, którego wady dostrzegacie po kilku tygodniach użytkowania. Więc znów reklamujecie dysk, znów czekacie 2 tygodnie i znów dostajecie inną wspaniale „odnowioną” sztukę. Ostatecznie za trzecim razem żądacie zwrotu gotówki i macie dosyć kupna dysków na kolejnych parę lat. Dlaczego producent zrobił Was w balona? Ponieważ przetestowanie prawie 4TB powierzchni ze średnią prędkością ok. 150MB/s trwałoby wiele godzin, a to kosztuje. Poza tym dla producenta i jego „rygorystycznych” standardów jakości powierzchnia 2 tygodnie wcześniej sprzedanego dysku, wyglądająca jak powierzchnia nieustannie piłowanego 3-letniego dysku, to powierzchnia sprawnego dysku. Ponadto nie wszystkie wady ujawniają się przy testach sekwencyjnych. Jednakże nie za to zapłaciliście, prawda?

No dobrze... Więc co zrobić, aby nie popaść w tę spiralę, skoro już używacie dysków twardych? Najlepiej rewolucję... No ale myśląc bardziej przyziemnie, to najprostszym sposobem jest oczywiście kupienie dysku nierecertyfikowanego, gdyż te 20% ceny nie jest warte Waszych nerwów, następnie przetestowanie powierzchni dysku we własnym zakresie i w razie stwierdzenia nieprawidłowości skorzystanie z prawa do zwrotu produktu bez podania przyczyny. No i kupienie kolejnego. Oczywiście takie podejście może powodować dyskomfort moralny, gdyż wtedy to Wy jesteście odpowiedzialni za to, że jakiś kolejny biedak dostanie ten dysk, a nie producent.

Wykonanie testu powierzchni jest banalnie proste. Należy pobrać program do tego zdolny, np. „Victoria” i wykonać test całej powierzchni (może trwać kilka godzin). Odczyt z poszczególnego sektora do 50ms jest OK. Opóźnienie rzędu 200ms nie będzie odczuwalne, jeśli takie sektory nie będą zgrupowane. Jednakże takiego dysku nie określiłbym jako nowy, choć Seagate na przykład bez problemu takie recertyfikuje. Analogicznym testem, ale bardzo pobieżnym, charakteryzuje się zakładka Benchmark w programie HD Tune. Charakterystyka odczytu/zapisu dla dysków HDD jest zawsze łukiem (dla dysków SSD linią prostą) na wykresie. Jeśli łuk jest gładki, wszystko gra. Jeżeli jest poszarpany – należy się martwić. Czy więc takie napędy do czegoś się w ogóle nadają? Owszem, do archiwizacji danych, gdzie kolejne odczyty/zapisy są rzadkie, a urządzenie nie jest stresowane mechanicznie.

Jako zamykającą myśl, można by sobie zadawać pytanie: Dlaczego? Dlaczego producenci nam to robią? Czy wśród nich nie ma również konsumentów tej technologii? Być może jest to normalne w systemie ekonomicznym, dla którego zysk jest w ostateczności bardziej istotny, niż dobro konsumenta. Na przykład taki producent paliw płynnych Exon Mobil teraz otwarcie zgadza się z naukowcami od 60 lat trąbiącymi, że globalne ocieplenie to poważny w skutkach fenomen spowodowany przez człowieka i prosi Teksas o budowanie zapór morskich mających ochronić ich rafinerie przed wzrostem poziomu mórz wywołanym tym fenomenem, lecz nie zamierza wcale przestać wydobywać ropy. Business as usual. Drugą tezą, jaka mi w tej chwili przychodzi na myśl, może być to, iż producenci nie mają jak projektować niezawodnych urządzeń, gdyż technologia produkcji dysków mechanicznych jest na krawędzi swoich możliwości... Zawsze była i zawsze będzie...

/Data