Wypuszczanie produkcji scenowych poza party

Sachy

Wiadomo jak było w początkach sceny lub nawet jeszcze do połowy lat 90.: intra czy dema wychodziły dość często bez okazji - kiedy były gotowe, najczęściej kopiowane kolegom w domu, na spotkaniach lokalnych "klubów komputerowych", rozsyłane swoim prywatnym „kontaktom” albo spreadowane przez grupowych swapperów. Snail-mail, "stamps back", może jakieś BBS-y itp. Sceną zazwyczaj zajmowali się nastolatkowie, którzy nie mieli kasy żeby pojechać na każde party lub też "szlaban" od rodziców za zawalanie nauki przez siedzenie przy ulubionym komputerze. Kiedy udawało się wystawić coś na party, pojechać tam (remote entries chyba na początku nie istniały) i zająć jakieś niezłe miejsce - trafiało się do elity, na chartsy itd. Party odbywało się 1-2 razy w roku, a progres, jaki robiła grupa, warto było pokazać częściej - dzięki temu zyskiwało się scenową rozpoznawalność, a wypuszczona produkcja była namacalnym dowodem istnienia grupy. Rozpoznawalna grupa mogła pozyskać kolejnych członków lub autorzy produkcji dołączali do coraz lepszych grup, wchodziło się też w dobre kooperacje. Poza tym nastolatkowie mieli więcej czasu i zapału, demosceną zajmowała się szeroka rzesza ludzi (liczona w tysiącach, nie setkach jak teraz), a i produkcje były prostsze, więc szybciej się je tworzyło i więcej ich powstawało - było co wypuszczać w świat...

Tak pamiętam tamte czasy. Cóż, wiele się zmieniło. Sceniarze z lat 80./90. to aktualnie w przybliżeniu czterdziestolatkowie, z etatami, rodzinami, wieloma sprawami życiowymi codziennie do pozałatwiania oraz naturalnym dla wieku "lenistwem" - wydolność ogólna organizmu spada, po 8 godzinach w pracy komu jeszcze chce się lub kto jeszcze ma siłę "by robić jakieś bzdury za darmo"?

Okazuje się, że paru osobom na szczęście nadal się chce. Jakie są tego pobudki? Moim zdaniem nadal takie same - ciekawość "co mogę na tym zdziałać" oraz oczywiście "fejm", czyli dokładnie tak samo jak w "złotych czasach" - chęć pokazania się, zyskania pewnej rozpoznawalności w środowisku. Jako, że czasy się zmieniły - jak kiedyś ważny był "szacun" wśród szkolnych kolegów, teraz ten "szacun" płynie głównie z sieci (np. CSDb, Pouet, ADA) lub z bezpośrednich spotkań na party. Szkolnych kolegów zastąpiła po prostu międzynarodowa społeczność "odbiorców" scenowych produkcji - a ta skupiona jest właśnie wokół scenowych portali i imprez. Dlatego też praktycznie 99.(9)% produkcji wychodzi właśnie na party i tym samym szybko trafia w scenowy obieg, czyli na główne scenowe portale i w ten sposób do wszystkich zainteresowanych. Działa to sprawnie i bezproblemowo, natomiast co jakiś czas pojawia się zarzut, że scena się "skomercjalizowała", że pomiędzy imprezami nic nie wychodzi, że autorzy produkcji robią swoisty "skok na kasę" (licząc na sowite nagrody w compos), że kiedyś wypuszczało się produkcje "dla sztuki", a teraz - "dla mamony". Że prawdziwa scena to była kiedyś, itd., itp.

Otóż nie zgodzę się z takim podejściem. Oczywiście szanuję osoby wypuszczające prodki poza party, ale uważam to też za pewną "stratę" dla środowiska. Produkcji obecnie wychodzi dość mało i każda z nich jest cenna. Warto więc wspierać produkcjami party, bo to dla nich głównie ludzie przyjeżdżają na imprezy. Gdy produkcji jest mało - party uważa się za słabe, organizatorzy tracą chęć i motywacje organizowania kolejnych edycji i ciekawe imprezy znikają z map demosceny. Czasami też wymagana jest minimalna ilość prodek w danym konkursie i właśnie tej jednej może brakować. Dla mnie mitem jest chęć obłowienia się nagrodami, bo intro czy demo robi się dziesiątki lub setki godzin i na pewno żadne nagrody nawet w największych party w ten sposób „nie zwrócą” nawet minimalnie „poniesionych kosztów”. No i oczywiście jeśli ktoś jest na scenie z chęci zysku, to coś ma z głową nie do końca w porządku. Przecież na wielu nawet zachodnich imprezach nagród czasem w ogóle nie ma lub są bardzo symboliczne - a mimo wszystko produkcji tam nie brakuje.

Kolejną „stratą” (tym razem dla autora) jest mniejsza oglądalność pracy, bo o ile zazwyczaj na Pouet przegląda się co wyszło na danej imprezie, to już produkcje wydane poza party mogą zostać przeoczone, a przecież tak naprawdę dema pisze się, by były oglądane. Co więcej, każda zauważona produkcja daje motywację innym, że scena nadal żyje, że nadal warto w niej uczestniczyć, że skoro tacy czy inni nadal wypuszczają coś, to i „nasza grupa” powinna dać znać, że nadal trwa. Przy obecnym natłoku treści w sieci nie każdy ma czas i siłę analizować codziennie wszystkie produkcje ostatnio dodane na CSDb czy Pouet, dlatego zazwyczaj ludzie co jakiś czas „sprawdzają, co wyszło na party” i taka „uwolniona” produkcja po prostu zniknie w gąszczu kolejno dodawanych treści. Wiadomo też, że czyta się komentarze do produkcji i jakie by nie były, to najgorzej jest, gdy jest ich mało, bo skoro nikt produkcji nie ogląda, to bez sensu jest je tworzyć. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że są to słabe argumenty, albo że będąc organizatorem scenowego party działam jako „naganiacz” (i jest w tym trochę prawdy), ale każdy przecież przyzna, że lubi to napięcie, gdy w compo najpierw pojawiają się prostsze czy debiutanckie produkcje, a potem coraz większe i bardziej zaawansowane – to rosnące napięcie i oczekiwanie „na najlepsze” jest przecież kwintesencją dobrego party. Jeśli ktoś jedzie kilkaset kilometrów na imprezę, a na której jest jedno czy dwa dema (nawet dobre), ale każde z nich trwa np. niecałe dwie minuty i po 5 minutach całe Demo Compo się kończy, to jak to odbiera? Założę się, że każdy czuje niedosyt, a twórcy tych dobrych produkcji czują się źle, bo „wygrać” bez walki to w sumie porażka i następnym razem albo nie zrobią nić, albo wystawią się na Revision czy innej wielkiej imprezie.

Cóż, realia są takie, jakie są. Zamiast przywoływać „stare czasy”, warto wesprzeć te aktualne. Z drugiej strony łatwiej przecież jest pisać długie posty na forach o upadku sceny, niż uruchomić edytor kodu/grafiki/muzyki i faktycznie zrobić cokolwiek wartościowego, nieprawdaż?

Sachy/WantedTeam^Resistance^Lamers