C64 RPG-iem stoi, czyli krótki przegląd najnowszych pozycji
Rebok
W styczniu 2017r. z wielkim hukiem zakończyła się akcja crowdfundingowa na Kickstarterze, której tytuł brzmiał „Unknown Realm: An 8-bit RPG for PC and Commodore 64”. Przedsięwzięcie spotkało się z dużym zainteresowaniem, dzięki czemu udało się przekroczyć ponad 10 progów finansowych. Zainspirowało mnie to do dokonania krótkiego przeglądu najnowszych commodorowskich pozycji z kategorii RPG.
Ze wszystkich gier na C64 najlepiej wspominam „Pirates”. Otwarty świat, któremu oddałem setki godzin i nieprzespanych nocek. Pomyślałem, że przy „Unknown Realm” będę mógł powtórnie przeżyć tak wspaniałą przygodę. Oj, nie szczędziłem środków. Przepięknie prezentująca się oprawa graficzna, klimatyczna muzyka (można odsłuchać próbkę), niezależni NPC-e przemierzający świat, handlarze, mini gry urozmaicające rozgrywkę, automapa... To wszystko na kartridżu w specjalnej obudowie przypominającej książkę. A dodatki? Proszę: fizyczny podręcznik do gry, ręcznie rysowany bestiariusz, mapa na tkaninie, metalowy symbol, drewniane grawerowane kości do gry, podręczny notes do notatek, grawerowana drewniana nakładka na klawiaturę i jeszcze kilka innych. Tytuł zapowiadał się na największego i najbogaciej wydanego jak do tej pory RPG-a na C64, który miał się ukazać już za niecały rok! Po prawie czterech latach od zakończenia zbiórki zdecydowana mniejszość sponsorów wierzy jeszcze w ukończenie projektu. Sponsorują oni w dalszym ciągutwórców gry comiesięcznymi wpłatami na zasadzie abonamentu. Większa, a może po prostu ta bardziej aktywna w komentowaniu grupa ludzi zdecydowanie zaprzecza, aby gra miała się kiedykolwiek ukazać. Czują się wręcz oszukani. Z rozgoryczenia torpedują każdą inicjatywę, z którą twórcy starają się wyjść do społeczności. Z drugiej strony, jeśli poza zrzutami z gry nie ma przedstawionych postępów pracy, nietrudno im się dziwić.
Nieoczekiwanie w kwietniu 2020 roku Doublesided Games wypuszcza tytułowaną jako RPG grę „Hired Sword II”. Z początku reklamowe zrzuty ekranów odpychają mnie swoją toporną w porównaniu z „Unknown Realm” grafiką. Dałem się skusić mapą, która podobnie, jak wydania „Ultimy”, zrobiona była na tkaninie. I co najważniejsze, gra była już gotowa! Początki były ciężkie, nieskomplikowana muzyka pobrzękiwała podczas czytania niskiego lotu dialogów na tle grafiki rodem z czasów „Ultimy”... i to tych najwcześniejszych edycji. Jednak im dłużej grałem, tym zabawa była coraz lepsza. Nie przeszkadzało nawet, że gra jest tak liniowa, jak to tylko możliwe i bardziej przypomina turowego hack'n'slasha, niż rasowego RPG-a. Dialogi, muzyka i cała oprawa są proste, ponieważ rewelacyjnie wkomponowują się w dosyć luźną i humorystyczną fabułę gry. Na samym wstępie przygody wybudzamy się z marzenia sennego, w którym główną rolę odgrywa przepiękna Elfka o dwukolorowych oczach. Dalsze działania naszego bohatera będą zdeterminowane pogonią za wyżej wymienioną niewiastą. Po drodze spotkamy całą plejadę ssaków, płazów, gadów, owadów, demonów i duchów, które łączy jedno: nie wiedzieć czemu wrogi do nas stosunek. W kilku odrębnych poza naszą krainą lokacji spotkamy oryginalnych bossów, a nawet nie najmocniejszego, chociaż największego wśród nich: smoka. Dodatkowo nasz bohater musi się co rusz opierać pokusom, jakie czyhają na niego w pogoni za ukochaną. A dowodem jego cnotliwej natury będzie zbiór roznegliżowanych niewiast, które zdobią wbudowaną w inwentarz galerię. W sumie nie wiem co sprawia większą przyjemność, ratowanie świata przed złowieszczą hordą demona Azatotha, czy postępy w zapełnianiu witryn w galerii. Rubaszny humor, obsceniczne dialogi i ciągłe podteksty seksualne zdecydowanie nadają szowinistyczny wydźwięk grze. Stanowczo przeznaczona jest ona dla dużych chłopców. I co z tego, że z powodu Covida mapy jednak nie udało się dostarczyć wraz z grą. Bawiłem się przednio!
Jeszcze w 2019 roku jako dodatkowa opcja do czasopisma „ZZap! 64 Annual 2020” pojawiła się możliwość zakupu kardridżowej wersji „Lord of the Dragonspire” na Kickstarterze. Nie lubię plastikowych opakowań, dlatego zdecydowałem się na zakup wersji dyskowej proponowanej przez Psytronik Software. Rewelacyjna okładka na kartonowym pudełku, kuszące screeny, muzyka skomponowana przez Jasona Page i twórcyICON64, co stanowiło reklamę samą w sobie. To musiało się udać. Gra jest odświeżoną wersją „Masters of Magic”. Zmienione zostało rozmieszczenie ekranów oraz ich proporcje. Pomimo gotowego przepisu na sukces, coś tu jednak nie zagrało. Nie mówię o skokowym przesuwie ekranu mapy, którego twórcy ze względów technicznych nie mogli wyeliminować. Z czasem można do tego przywyknąć, niestety do samej gry zdecydowanie też trzeba się przyzwyczaić. Z początku poziom wydaje się strasznie wyśrubowany, giniemy równie często i szybko, jak w typowym roguelike. Z tą różnicą, że świat, wrogowie oraz przedmioty, które możemy w nim znaleźć, pozostają bez zmian. Nie zmienia się nawet ich lokalizacja. Nie pozostaje nic innego, jak uczyć się jej na pamięć. Aby odkryć jej uroki i zacząć czerpać satysfakcję z gry, trzeba przezwyciężyć pierwsze odpychające wrażeniei z uporem brnąć dalej. A warto, chociażby dla samej oprawy, która jest przepiękna. Autorzy zadbali również o to, aby nasze wysiłki zwieńczyło końcowe intro. Łatwo nie ma, ale przez to satysfakcja z ukończenia gry będzie większa.
Podsumowując, gry RPG na C64 trzymają się dobrze. Cały czas mam nadzieję, że „Unknown Realm” przezwycięży przeszkody i w końcu ujrzy światło dzienne. Ale nie ma nad czym płakać, gdyż na horyzoncie pojawiła się gra „Eye of the Beholder”. Ale o niej nie będę pisał, ponieważ jej losy śledzi cały światek C64, nie tylko wielbiciele RPG.
Rebok