Kapsuła czasu
Data
W moim mieście Gorzowie Wielkopolskim w 2017 roku wybuchł pożar wieży katedralnej. Powodem pożaru, jak się później okazało, było zwarcie instalacji elektrycznej zasilającej serwerownię zainstalowaną na górnych kondygnacjach wieży (tradycja i nowoczesność). Strażacy długo walczyli z pożarem i konieczne było usunięcie metalowej kopuły pokrywającej zniszczoną konstrukcję wieży. Wprawdzie do dziś (2019) wieży jeszcze nie odbudowano i Katedra straszy rusztowaniem, wyglądając jak chińska świątynia, alew jej iglicy odnaleziono owinięty w płótno walcowaty, mosiężny pojemnik – kapsułę czasu. Jest to taki typ depozytu, który ludzie lubią często ukrywać w wieżach, fundamentach bądź ścianach obiektów świeckich i sakralnych dla przyszłych pokoleń, zawierającego jakieś pamiątki z danych czasów. Wszystko w myśl idei, iż aby przenieść się w przyszłość, należy wystarczająco długo poczekać. Kapsuła okazała się być przestrzelona pociskiem karabinowym z okresu II Wojny Światowej na wylot, jednakże zawartość nie uległa większemu zniszczeniu i zachowała się w dobrym stanie. Została zamknięta po raz ostatni w 1934 roku (pochodzenie z XX wieku zdradziła od razu obecność folii, którą owinięto przedmioty) i przeczekała w ciszy 83 lata. Zawierała odpisy dokumentów z 1781 i 1825 roku wraz z listami nazwisk burmistrzów, oficjeli ówczesnego Landsberga (Gorzów Wielkopolski był niemieckim miastem do 1945 roku), listami cen produktów, planów przebudowy wieży oraz drobnej waluty, którą ludzie posługiwali się w tamtym czasie. Jeden z dokumentów z przesłaniem, podpisany przez ówczesnego nadburmistrza, zaczyna się słowami: „Składamy w tej kuli dla przyszłych czasów”...
Jakie pamiątki po sobie i naszych czasach pozostawilibyśmy, gdybyśmy dzisiaj mieli gdzieś zdeponować taką kapsułę (co zresztą robimy)? Cyfrowe media? Dokumenty? Wydruki 3D?Temat został podjęty w 11. odcinku 2. sezonu serialu„The Orville”. Dla nieznających tematu streszczę, iż jest to serialscience fictionstworzony przez Setha MacFarlane’a (tego od animowanej serii „Family Guy”) na wzór i podobieństwo epopei „Star Trek” Gene’a Roddenberry’ego, ale tym razem z humorem i przekąsem. Opowiada o statku kosmicznym Unii przemierzającym galaktykę wraz ze swoją załogą dzięki napędowi kwantowemu – osiągnięciu ziemskiej cywilizacji XXV wieku. W tym epizodzie na pokładzie Orville przebywają archeolodzy, którzy właśnie wykopali spod nieistniejącego już osiedla w mieście Albany (NY, USA) kapsułę z XXI wieku (2015). Prezentowane są liczne, potraktowane humorystycznie przedmioty, jak baton Snickers, puszka CocaColi (pusta), Oreo, banknot dolarowy, elementy garderoby, gazeta, pieniądze, a także papierosy, których znaczenie kulturowe zostało wyjaśnione jako element uzależnienia wywołującego raka. Jednakże Gordona Malloya (pilota statku) natychmiast intryguje prostokątny, błyszczący przedmiot objaśniony mu jako urządzenie komunikacyjne – telefon. Pilot wraz z inżynierami zabierają się za jego hakowanie i po kilku minutach udaje się go uruchomić. iPhone okazuje się należeć do Laury Huggins – mieszkanki Saratoga Springs oddalonego od Albany o 40km. Zaczyna się więc najbardziej ekscytująca kwestia kapsuły czasu, ponieważ telefon zawiera wycinek życia jego właścicielki. Kontakty, wiadomości, zdjęcia, pliki wideo. W jednym z nich pozdrawia ludzi z przyszłości i zachęca do poznania jej życia (skoro i tak już nie żyje). No i tutaj muszę się włączyć, bo choć jest wysoce mało prawdopodobne, aby zawartość pamięci flash nie uległa zniszczeniu przez 400 lat (szacowany czas życia danych na takim nośniku to 30 lat), to ramy filmu komediowego w pełni uzasadniają taki zabieg fabularny, a współcześnie to właśnie prywatne rzeczy ludzi są największą kopalnią wiedzy o przeszłości dla archeologów. Gordon zafascynowany wycinkiem życia Laury zapisanym w jej telefonie potajemnie kopiuje zawartość pamięci i dzięki technologii XXV wieku ekstrapoluje te dane tworząc interaktywną symulację w StarTrekowym odpowiedniku Holodecku. Oczywiście symulacja jest „turborealistyczna” i Gordon bardzo szybko nawiązuje więź emocjonalną z Laurą. Jednakże nie chcąc Wam spoilerować odcinka (do obejrzenia którego zachęcam) ograniczę się do opowiedzenia sceny w mesie, do której przez cały ten czas brnąłem. Gordon zachwycony osobowością Laury (pierwszej niesyntetycznej symulacji, która nie została napisana przez programistę gier i wyreżyserowana niczym sztuka teatralna, tylko złożonej z prawdziwych wspomnień żywej osoby), spina się z załogą mostka na ten temat. Porucznik John LaMarr z kapitanem Edem Mercerem argumentują, że Laura nie jest realna, na co porucznik Gordon odpowiada, że jest realna we wszystkim, co się dla niego liczy i tak samo nie potrafimy powiedzieć, czy Isaac (humanoidalny robot, członek załogi) jest realny. Talla odpiera zarzut, iż Isaac jest samoświadomy, na co Gordon odpowiada, iż wcale nie wiemy, czy komputer (mózg Issaca) z nami nie pogrywa. Kapitan kończy rozmowę konkludując, że percepcja nie jest wszystkim i liczą się fakty. Zatrzymajmy się przy tym na chwilę, bo w 2-minutowej scenie ujawnił nam się pewien paradoks. Alan Turing (gdyby żył) zdecydowanie broniłby w tej sprzeczce Gordona, ponieważ nie jesteśmy w stanie stwierdzić obiektywnie, czy jakakolwiek stojąca przed nami osoba jest samoświadoma. Jedynie zakładamy to na podstawie bodźców, jakie na jej temat odbieramy. Bodźców, które można przecież emulować. Czy pozostaje nam jedynie solipsyzm? Przekonanie, że na pewno to jedyniemy sami jesteśmy świadomi? W świetle współczesnej nauki nawet to przekonanie okazuje się jedynie złudzeniem użytkownika mózgu… Z drugiej strony Ed Mercer zamierza się oprzeć o fakty na temat świata, iż rzeczywistość nas otaczająca nadal będzie trwać nawet, gdy nas nie będzie i jest od nas niezależna. Jest to bardzo przydatny aksjomat, który umożliwił nam zbudowanie w ogóle cywilizacji. W pogoni za obiektywnymi faktami na temat rzeczywistości rozważmy taką hipotetyczną sytuację, w której postać hydraulika z gry „Super Mario Bros” jest postacią świadomą.Przebywa planszę mierząc się z trudnościami, by uratować księżniczkę. Zakłada jednocześnie, że wnętrze zamku, którego wejście już widzi, istnieje obiektywnie – niezależnie od niego. Niestety, nie istnieje. Nie zostało jeszcze wyrenderowane z kafelków graficznych zawartych w pamięci RAM komputera, ponieważ nie ma jego (Mario) tam jeszcze. W 2015 roku sonda New Horizons doleciała do Plutona i wykonała pierwsze dokładne zdjęcia jego powierzchni, na której zobaczyliśmy góry (cholerne góry na Plutonie!). Czy były tam, zanim sonda tam dotarła i zaczęła fotografować? Skąd wiemy, że nie jesteśmy instancjami sztucznej inteligencji uruchomionymi na superkomputerze obcej, zaawansowanej cywilizacji zdolnej do symulowania wszechświatów? Wszak w wielu eksperymentach z dziedziny mechaniki kwantowej, w tak małych skalach obecność detektora ma znaczenie - zaburza stan systemu i powoduje zapadanie się funkcji falowej... Jedną z informacji, jakie wyniosłem z zajęć o sztucznej inteligencji ze swoich studiów, była analiza działania funkcji losujących i konkluzja, iż ich zastosowanie w maszynach deterministycznych (mikrokomputerach) jest w ogóle możliwe, ponieważ coś jest losowe wtedy, gdy użytkownik uzna, że jest losowe. Nie chcę jeszcze głębiej spuszczać Waszych mózgów tą ciasną króliczą norą. Szczególnie, że nagiąłem tutaj trochę teorii dla swojego argumentu. Jedyne, co chcę nadmienić, to fakt, iż rozważań na temat otaczającej nas obiektywnej rzeczywistości nie można prowadzić w oddzieleniuod poziomu obiektywizmu jej obserwatorów.
Tak więc Porucznik Gordon Malloy, dysponując całkiem dobrą aproksymacją doświadczeń życiowych osoby żyjącej 350 lat wcześniej, mógł prowadzić z nią interakcję. Podobny pomysł został zrealizowany kilka lat temu dla muzeum holokaustu w Illinois (USA), gdzie przeprowadzono wywiad zawierający 1500 pytań z byłymi więźniami obozów koncentracyjnych filmując ich setką kamer z różnych kątów. Dzięki temu powstał hologram muzealny podparty algorytmami SI, co umożliwia komunikację z hologramem za pomocą języka naturalnego w sposób w jaki robimy to z asystentem głosowym Siri, Cortaną, czy Alexą.Dzisiejsza replika postaci bibliotekarza z ekranizacji „Maszyny Czasu” z 2002 roku. Nie podatna na upływ czasu rozmowa z ludźmi, których nie ma już wśród nas, a których doświadczenia dla dobra naszej cywilizacji nie powinny zostać zapomniane... Tak więc idea kapsuły czasu rozciąga się znacznie dalej poza horyzont egoistycznego, ale jakże ludzkiego pragnienia ocalenia przed zapomnieniem. Może ocalić również przyszłe pokolenia przed popełnianiem naszych błędów. Toteż kapsuły czasu bardzo chętnie deponowane są właśnie przez muzea. Kilka z nich wysłaliśmy w przestrzeń kosmiczną. Dwie niosą ze sobą sondy Pionier 10 i 11 wystrzelone odpowiednio w roku 1972 oraz 1973. Są to aluminiowe, pokryte złotem tabliczki, na których wygrawerowano postać kobiety i mężczyzny na tle Pioniera zachowując skalę, nakreślono informację o pozycji Ziemi w układzie słonecznym, a także pozycję naszej gwiazdy w galaktyce Drogi Mlecznej względem jej centrum i 14 pulsarów. Znacznie bardziej skomplikowany przekaz niosą na sobie sondy Voyager 1 i 2 wystrzelone w roku 1977. Są to pozłacane płyty oparte o zapis rowkowy analogiczny do tego znanego z gramofonów, z tym że zrealizowany cyfrowo. Na rewersie płyty znalazła się informacja o naszej pozycji, podobna do tej z tabliczki Pionierów, jednakże wzbogacona o instrukcję odtworzenia sygnału zawartego na płycie. Sygnał ten zawiera zapisane 116 zdjęćprzedstawiających różnorodność kulturową Ziemian, ich poziom techniki, wiedzy, informacje o układzie słonecznym, fizyce, matematyce, DNA.Następnie pozdrowienia w wersji audio w 55 różnych językach, dźwięki wydawane przez ziemskie zwierzęta, odgłosy cywilizacji oraz próbki utworów muzycznych. Te wyrafinowane kapsuły czasu umieszczone na kadłubach ówsond to nasz list w butelce dla obcych cywilizacji lub kogokolwiek, kto je kiedyś odnajdzie. W przyszłości wykrycie i przechwycenie tych statków (nie będących już źródłem promieniowania) będzie wymagało albo wręcz astronomicznego przypadku, albo wysoce zaawansowanej technicznie cywilizacji. Jednak chęć zostawienia po sobie śladu, zaznaczenia swojego istnienia, kieruje nami od czasów, gdy zaczęliśmy pozostawiać po sobie rysunki w jaskiniach. Możliwe, że to my w przyszłości, jako cywilizacja galaktyczna, te sondy przechwycimy, umieścimy w muzeum i spełnią wtedy swoją rolę kapsuł czasu. Jeśli jednak tego nie zrobimy, a kiedykolwiek jakiś przedstawiciel obcej cywilizacji dotknie kadłuba Voyagera, czy Pioniera, dotknie dzieła ludzkiego geniuszu, martwego posła wymarłej cywilizacji...Z tymi płytami niesionymi w kosmos przez sondy wiąże się pewna kontrowersja i nie mam tutaj na myśli sceptyków wychowanych na „Wojnie Światów” bojących się inwazji obcych – te strachy towarzyszyły nam od zawsze. Projekty te zrealizowano dzięki Frankowi Drake’owi (astronomowi, twórcy SETI) oraz Carlowi Saganowi (astronomowi i popularyzatorowi nauk). Na tabliczkach Pioniera, jak napisałem wyżej, przedstawiona jest postać kobiety i mężczyzny na tle sondy, narysowane przez żonę Sagana –Lindę Salzman. Czy wspomniałem, że te postacie są NAGIE? Ach nie? Zrobiła się z tego taka zadyma, że Sagan dostał zakaz umieszczania porno dla Obcych na płytach Voyagerów. Nie ważne, że od 100 lat emitujemy w przestrzeń kosmiczną (chcąc nie chcąc) sygnały radowe o różnej treści, ale szkice ludzi bez ciuchów... To musiało się skończyć! No cóż, ten poziom pruderyjności, gdy chodzi o przetrwanie pamięci o cywilizacji ludzkiej, po prostu rozkłada na łopatki. Warto wspomnieć również o przesłaniu zawartym na niklowym dysku o średnicy 7,6 cm i trwałości min. 1000 lat zawierającym 6500 stron tekstu (OCR) różnych tłumaczeń podczas misji Rosetta w 2004.
Z doświadczenia wiemy, że gdy dokonamy żywota dzisiaj, nie będziemy mogli liczyć na pamięć o naszym istnieniu porównywalną z tą, jakiej dostąpiła postać Laury Huggins z „The Orville”. Jak skomentowała to komandor Kelly Grayson: „Ludzie żyli i umierali od zarania dziejów. Większość zostaje zapomniana, ale nie Ona. Sięgnęła przez cztery wieki i rozkochała w sobie mężczyznę”. Pamięć o nas po naszej śmierci istnieje dwa, może trzy pokolenia, a potem osuwa się w niebyt. Chyba, że okażesz się wyjątkowo wpływową lub genialną jednostką, która zapisze się na kartach historii. Jeśli jednak nie zamierzasz w najbliższym czasie wynaleźć leku na raka, wybawić od głodu mieszkańców Afryki lub ocalić ludzi przed katastrofą klimatyczną (byłoby miło) i perspektywa przedłużenia pamięci o sobie w mózgach swoich dzieci wydaje Ci się ograniczoną czasowo polisą, nie wszystko stracone! Wszak piszę ten artykuł, żeby coś zaproponować. Na koniec 2019 roku zaplanowano start wyjątkowej kosmicznej kapsuły czasu o nazwie KEO. Jej nazwa nie jest anagramem. To trzy najczęściej używane dźwięki w językach mowy ludzkiej. Kapsuła czasu ma zostać wyniesiona w przestrzeń kosmiczną na wysokość 1800 kilometrów dzięki europejskiej rakiecie nośnej Ariane 5.Tam kapsuła, która jest kulą o średnicy 80cm, zostanie pozostawiona na orbicie malejącej, na której orbitować będzie do ponownego wejścia w atmosferę i powrotu na Ziemię za50 000 lat! Czas jej opadania nie jest wybrany przypadkowo, gdyż właśnie taki upłynął od kiedy nasi przodkowie zaczęli dokumentować swoje istnienie w postaci rysunków na ścianach jaskiń, w których mieszkali. Nasi potomkowie zauważą wejście KEO w atmosferę, ponieważ materiały termiczne ją pokrywające stworzą sztuczną zorzę. Cóż znajdą w środku? Szklane płyty DVD wraz z instrukcją, jak zbudować ich odtwarzacz (wiedza ta w przyszłości może wcale nie być oczywista), a na nich wiadomości od Was. Tak, projekt zakłada możliwość dobrowolnego umieszczenia na tych odpornych na promieniowanie kosmiczne nośnikach wiadomości od każdego ze współcześnie żyjących ludzi. Możecie to zrobić wchodząc na stronę www.keo.org. Do Waszej dyspozycji jest 6 000 znaków. Co chcielibyście przekazać swoim potomkom żyjącym na Ziemi za 50 000 lat? Przypomnę, że od założenia pierwszych cywilizacji minęło trochę ponad 10 000 lat. Nasi przodkowie zakładający starożytny Sumer mogliby pomylić nas ze swoimi Bogami... Za jakieś 100 lat rozwoju od teraz prawdopodobnie osiągniemy poziom cywilizacji planetarnej typu I, posiadającej technologię nieodróżnialną od magii greckich Bogów. Czy potrafimy sobie w ogóle wyobrazić, jak będzie wyglądało życie na Ziemi za 50 milleniów? KEO może równie dobrze być takimi XXI-wiecznymi rycinami w skale kolorowanymi węglem, krwią i chlorofilem. Mieszkaniec Ziemi z 2019 roku nie byłby wstanie rozpoznać prawie niczego, co zobaczyłby w 52019 roku, a jednak mamy powód myśleć, że humanizm w nas pozostanie. Starożytni uprawiali właściwie te same gry społeczne, co współcześni. Ludzie niechętnie porzucają to, co definiuje ich, jako gatunek. Nawet, jeśli nasi potomkowie mieliby egzystować częściowo lub w całości w postaci cyfrowej w sferze Dysona okalającej gwiazdę w rodzimym układzie słonecznym, rozpoznalibyśmy ich zachowania społeczne. Nie jesteś w stanie Sokratesowi wyjaśnić, jak działa przenośny odtwarzacz plików MP3, albo silnik odrzutowy, ale bez problemu mógłbyś/mogłabyś napić się z Sokratesem i prowadzić do świtu rozmowy o sensie istnienia, o tym co dobre i piękne. Prowadzić dyskusję, która trwać będzie tak długo, jak długo istniał będzie nasz gatunek. Nie bez kozery Gordon Malloy oglądając materiały pozostawione w telefonie przez Laurę na pamiątkę dla potomnych stwierdził ze zdumieniem,że przodkowie byli całkiem podobni i tak samo żywi, jak on.
Już dziś, dzięki technologii prowadzimy częściowo cyfrowe życie. Strumień danych naszych profilów w portalach społecznościowych jest pewnym uproszczeniem naszego głębokiego życia społecznego. Kiedy umieramy, w przypadku Facebooka profil nie jest usuwany, tylko przechodzi w tryb tylko do odczytu – In memoriam. Ten nasz współczesny nagrobek w porównaniu do klasycznego mówi nie tylko o tym, że żyliśmy, ale teżjak żyliśmy.Wzrost pojemności urządzeń pamięci masowej jest szybszy niż wymiana pokoleniowa. Wartość publicznych kont użytkowników, których nie ma już wśród nas, może mieć większe znaczenie historyczne, niż koszt ich przetrzymywania na serwerze. Sam osobiście nie nadążam zapełniać rosnących przestrzeni swoich kolejnych dysków danymi, które sam generuję.Gdybyście mieli potrzebę przekazania swoim potomkom jednak bardziej osobistych informacji, z pomocą przyjdą liczne firmy mające w swojej ofercie klasyczne kapsuły czasu. Są to najczęściej cylindryczne, szczelne pojemniki wykonane ze stali kwasoodpornej, która oprze się działaniu rdzy, wilgoci, wysokich i niskich temperatur. Umieszczone przez Was przesłanie na przykład na papierze bezkwasowym lub pergaminie (wytrzymają z łatwością 200 lat), ewentualnie mikrofilmie (100-200 lat), będzie miało tę zaletę, że nie będzie większych problemów z jego odczytaniem. Jeśli jednak chcielibyście pozostawić po sobie media cyfrowe, na przykład w postaci wideo, SanDisk Memory Vault oparty o pamięć flash z gwarantowaną retencją 100 lat może być dobrym wyborem. Jednakże ponieważ od strony elektrycznej nie różni się niczym od „pendrajwa”, można mieć obawy, czy w XXII wieku Wasi potomkowie będą wiedzieli, jak odczytać jego zawartość. Wszak wykopując dziś w ogrodzie przed domem kapsułę czasu z cylindrem fonografu pozostawionym tam przez naszego dziadka, bez zdolności inżynierskich nie bardzo wiedzielibyśmy co z nim zrobić. Znacznie rozsądniejszą opcją wydaje się być użycie dysków DVD. Od biedy ich zawartość można odczytać nawet pod mikroskopem. Szkodliwe dla nich promieniowanie UV nie powinno ich dotknąć w naszym ciemnym grobowcu informacji, jednakże są również podatne na procesy utleniania, które niszczą ich warstwę refleksyjną. Stąd nie możemy spodziewać się, że jakakolwiek zawarta na nich informacja przetrwa dłużej niż 30 lat. Znacznie lepszym rozwiązaniem są płyty M-DISC DVD, które nie dość, że są dostępne od ręki (jak i nagrywarki do nich) w rozsądnej cenie, to dzięki swojej strukturze opartej o krzem i węgiel informacja niczym wyryta w kamieniu potrafi przetrwać 1000 lat. Szklane dyski GlassMasterDisc potrafią wytrzymać nawet 1500 lat i nie zaszkodzi im nawet promieniowanie kosmiczne, jednakże procesu ich zapisu nie można dokonać w domu i trzeba go zlecić zewnętrznemu dostawcy usługi tłoczenia takich dysków. Człowiek XXIwieku zna jeszcze trwalsze nośniki danych, jednakże wchodzimy tu już na podwórko technologii kosmicznych niedostępnych przeciętnemu Kowalskiemu. Tak więc ograniczmy się do omówionych wyżej metod przedłużania pamięci o naszym istnieniu. Rzymski poeta Horacy tak pisał o swoim lekarstwie na przemijanie 2042 lata temu:
Zbudowałem monument trwalszy niż ze stali
Mocniejszy nad piramid królewskich istnienie
Deszcz wielki go nie zmyje wicher nie powali
Stuleci niezliczonych nie zniszczy go tchnienie
Bieg czasu go nie wzruszy i lat przemijanie
Nie cały przecież umrę – przetrwam w swoim dziele
Śmierć – bo zamieszkałem w nadczasowej chwale
Jakbym młodzian wciąż w nowym odradzał się ciele
Wiedział, że pozostawiając coś po sobie, coś ponadczasowego, nigdy nie zostanie zapomniany i nigdy zapomniany nie został...
/Data