Poeta, który czerpał z rynsztoka. 25. rocznica śmierci Charlesa Bukowskiego
Radios
Często bywał wulgarny i prostacki. Prowokował barowe bójki, pomieszkiwał w obskurnych pokojach hotelowych i uwielbiał obstawiać wyścigi konne. Pisał o seksie, alkoholu, papierosach i hazardzie. Niekoniecznie w tej kolejności... Był przy tym bezlitosny wobec świata, ale też wobec samego siebie. Nie ukrywał swoich wad, słabości, uzależnień i tego, że stanowiły dla niego źródło inspiracji. Zmarł dokładnie 9 marca 1994 roku w San Pedro w Kalifornii, pozostawiając po sobie wiersze, opowiadania i powieści, które wciąż są czytane, komentowane i omawiane.
Polscy czytelnicy zaczęli je poznawać dość późno, praktycznie już po śmierci autora. Dopiero w czerwcu 1994 roku ukazał się w naszym kraju powieściowy debiut Bukowskiego pt.„Listonosz” (w przekładzie Michała Ratyńskiego). Nazwisko to mogło już jednak wcześniej utrwalić się w świadomości polskich konsumentów popkultury, a to dzięki filmowi „Ćma barowa” Barbeta Shroedera, do którego Charles stworzył scenariusz. To dzieło trafiło na ekrany kinowe w 1987 roku i dzięki rolom Faye Dunaway i Mickeya Rourke zyskało pewną popularność, było też pokazywane w konkursie festiwalu w Cannes. Dramatyczne kulisy jego powstawania, związane m.in. z poszukiwaniem funduszy na jego ukończenie, Bukowski opisał w książce „Hollywood”, która też w tym samym, feralnym roku (pod koniec dokładnie) trafiła do rąk polskich czytelników. W międzyczasie „Literatura na świecie” w numerze 4/5 z 1994 roku zamieściła jego wiersze i szkice autobiograficzne, a tłumacz Andrzej Szuba podsumował w swym tekście jego dokonania.Numer był poświęcony przede wszystkim Jeanowi Genetowi i obecnie osiąga wysokie ceny na portalach aukcyjnych...
Ja na nazwisko Bukowski po raz pierwszy „wpadłem” w piśmie „Tylko Rock” (w 1992 roku) w artykule „Przesłuchanie” autorstwa Grzegorza Ciechowskiego. Lider Republiki umieścił go na swojej liście największych rockendrolowców (obok m.in. Bruno Schulza, Maxa Frisha, Johna Bartha). Wtedy jednak tylko posiadacze jego książek w oryginale mogli się delektować jego prozą lub poezją. Zacząłem więc znajomość z Charlesem, tak jak większość, czyli od „Listonosza”, książki do dziś najbardziej znanej z jego dorobku. To było wydanie z pocztówką i znaczkiem oraz podobizną autora na okładce (zaprojektowanej przez Tomasza Leca).
Wcześniej przedstawiciele tej profesji byli raczej rzadko bohaterami literackimi. Praca listonosza była uznawana zazwyczaj za dość spokojną i niezbyt ciężką. Bukowski, czerpiąc z własnych doświadczeń, ukazał ciemniejszą stronę tego zawodu, przeciążenie kilogramami przesyłek i tonami ulotek, wielkie odległości do pokonania, przymusowe nadgodziny... Nie mam wątpliwości, że przeczytawszy tę powieść potraktujemy ten zawód bardziej realistycznie. Sam Bukowski, początkowo z radością podjął to zajęcie, ale jego entuzjazm z dnia na dzień malał. Z czasem coraz częściej „wagarował”, robiąc sobie wolne bez usprawiedliwienia, aż doczekał się zwolnienia dyscyplinarnego... Książka napisana została tak jak większość jego prozy, tj. w pierwszej osobie, a narrator, co prawda nazywa się Henry Chinaski, ale czytelnicy mogą się łatwo domyślić, że to tylko delikatny kamuflaż, bo Bukowski właściwie pisze o sobie. Kiedyś przyznał, że jego literatura to w 93 procentach biografia, a pozostałe siedem to „ulepszone” fakty. Kiedyś, na jednym ze spotkań autorskich, podniósł się z krzesła by podejść do stolika, na którym ustawiono specjalnie dla niego butelkę wina. Kiedy już miał ją w rękach, rzucił komentarz „To nie rekwizyt, to konieczność...”.
W Polsce jego charyzma i legenda też zyskały mu wielu fanów. Oficyna Literacka Noir Blanc publikowała kolejne książki i w sumie do tej pory ukazało się u nas dwadzieścia tomów jego prozy i wierszy w jednym formacie edytorskim (wszystkie z okładkami zaprojektowanymi przez Leca), a także relacja z wyjazdu do Niemiec –„Szekspir nigdy tego nie robił”. Ta eskapada do kraju, w którym się urodził (w miasteczku Andernach) i skąd jako trzyletnie dziecko wyemigrował wraz z rodzicami do Stanów Zjednoczonych, odbyła się w 1978 roku, kiedy już był znanym amerykańskim pisarzem, szczególnie cenionym właśnie w Niemczech. Bukowski jeździł po tym kraju w towarzystwie swej przyjaciółki, późniejszej żony Lindy Lee i szorstkim, ironicznym stylem zapisał swoje wrażenia.
Zaczynał tak naprawdę jako poeta (debiutował wierszem wydanym w 1946 r. w filadelfijskim magazynie literackim „Matrix”), a później stworzył tysiące liryków. Jeden z ostatnich zbiorów wierszy nosi tytuł „O miłości”, a został wydany w USA w 2016 roku (w Polsce dwa lata później). To kompilacja utworówopracowana przez Abela Debritto, które Bukowski składał w małych wydawnictwach, odtworzone z maszynopisów, publikowane w czasopismach, a także takich, które dotychczas nie ujrzały światła dziennego. Zdecydowanie nie jest to poezja delikatna, eteryczna, sentymentalna... Tak zwykło się pisać o miłości przez całe wieki, ale Bukowski takie szablony omija z daleka. Nie znaczy to,że te wiersze nie powodują wzruszeń, ale raczej są to emocje innego rodzaju, niż te wynikające z czytania Petrarki czy Jesienina.
Wiąże się to także z przyjętą przez Charlesa formą. Duża część jego poetyckich utworów to praktycznie krótkie fabuły, stworzone na bazie prawdziwych zdarzeń czy przeżyć, pisane wierszem białym. Jeden z pierwszych, jakie tu znajdziemy, już w tytule przekazuje nam informację o opisywanej sytuacji („do ku*wy która ukradła moje wiersze”). Nie znajdziemy tu raczej salonowej terminologii, wyszukanych metafor. Bukowski jest dosłowny, pisze wprost o tym co mu się podoba, a czego nie znosi.
Partnerki na jedną noc lub „nieco” dłużej to częste bohaterki tej chropowatej, bardzo dosadnej twórczości. Jest jednak wśród nich także kilka kobiet, które wytrzymały z nim dłuższy czas. Wiersz „Obrót” opowiada o pierwszej żonie autora, która umarła w Indiach, a „Było dobrze” o Frances Smith (którą nazywa Fran), matce jego córki. W utworze „Tak” stwierdza jednak jednoznacznie:„moje związki trwająśrednio/dwa i pół roku/wziąwszy pod uwagę wojny/inflację/bezrobocie/alkoholizm/hazard/i moją własną degeneracką nerwowość/to chyba niezły wynik”...
Kto chce lepiej poznać tę postać, może zajrzeć do biografii napisanej przez Howarda Sounesa, zatytułowanej „Charles Bukowski. W ramionach szalonego życia”, opublikowanej przez Wydawnictwo Twój Styl w 2007 roku, w tłumaczeniu Magdaleny Rabsztyn. Autor nie poznał nigdy osobiście swego bohatera. Zaczął zbierać materiały już po śmierci autora „Listonosza”. Dotarł za to do wielu osób, które miały z nim styczność oraz unikatowych dokumentów i to, co opublikował, stanowi chyba najbardziej szczegółowe źródło informacji o tym twórcy, jakie ukazało się w Polsce. Książka jest ilustrowana rysunkami samego Charlesa i fotografiami jego rodziny. Fakty ubarwiają komentarze Normana Mailera, Allena Ginberga, Seana Penna czy Mickeya Rourke’a.
Radios