Lost Party 2020 (9-12 lipca 2020 r.)
Steffan & CatYa
Informacja: W tekście występują dwie osoby o bardzo podobnych ksywach, tj. Gały/Tropyx oraz Gali (kolega z naszego miasta, z którym wybraliśmy się na party).
Dzień 1. Piątek
Nasz wyjazd stał pod dużym znakiem zapytania (z wiadomego wszystkim powodu). Piszę nasz, gdyż relacja powstaje z perspektywy całej naszej paczki. Na party wybraliśmy się w grupie czteroosobowej: Gali, Basia, Kasia (CatYa) i ja (Steffan). Do samego końca nie wiedzieliśmy, czy party w ogóle się odbędzie, a i nasza ekipa nie była w pełni przekonana, czy na party się wybrać. Dosłownie kilka dni przed imprezą podbiłem do Vasco (organizatora party) i poprosiłem go, aby zmienił nam rezerwację noclegu z dwuosobowej na czteroosobową. Nie było z tym żadnego problemu (dzięki Vasco). Temat noclegu mieliśmy z głowy. Wspomnę tylko, że w wyniku nałożenia się terminu imprezy i drugiej tury wyborów, nie można było skorzystać ze spania na party place (szkoła), tak jak to było w roku 2019.
Nadszedł dzień wyjazdu. Niestety ze względu na pracę niektórych członków naszej ekipy nie mogliśmy wyjechać w czwartek. Z tego samego powodu piątkowy wyjazd też musiał zostać opóźniony do godziny 16:00. Ruszyliśmy! Kierunek: Bydgoszcz. Przejeżdżając przez nasze miasto wojewódzkie grzechem byłoby nie uzupełnić prowiantu na następne dni. Głównie chodziło o alkohol w różnej postaci, mniej lub bardziej procentowej. Ja i Gali jesteśmy zagorzałymi piwoszami (nowofalowe piwa kraftowe), ale Kasia i Basia wolą mocniejsze trunki. Zakupy zostały zrobione. Obraliśmy za cel Licheń Stary. Jakie było nasze zdziwienie, że zaraz po przekroczeniu rogatek Bydgoszczy wbiliśmy się w korek, w którym przyszło nam ślimaczyć się przez następne 40 minut.Żeby tego było mało, popsuła się pogoda, zaczęło lać jak z cebra. Deszcz i wiatr był spory i nie opuścił nas do samego Lichenia. Dopiero kilka km przed celem naszej podróży przestało padać, a sam Licheń przywitał nas pięknym słońcem. Cud? Oczywiście mieliśmy na bieżąco relacje pogodowe z party place od Gałego/Tropyx, który był na miejscu od czwartku. Na ulicach było sporo wody, co oznaczało, że ulewa, która towarzyszyła nam prawie całą drogę, właśnie opuściła Licheń. Ufff dojechaliśmy!
Pierwsze co, to udaliśmy się poszukać naszego spanka. Nasz dom wczasowy „Turysta”, w którym zostaliśmy zameldowani, znajduje się naprzeciwko remizy strażackiej (party place). Dosłownie kilka metrów obok były sklepy i bary (restauracje), a kilkaset metrów dalej piękna plaża. Dla tych, którzy nie wiedzą z czego słynie Licheń Stary, dodam, że jest tam usytuowana Bazylika Najświętszej Maryi Panny Licheńskiej. Zacytuję tu Wikipedię: „Jest to obecnie największa świątynia w Polsce, ósma w Europie i dwunasta na świecie – długość 139 m, szerokość 77 m (szerokość elewacji frontowej – 162 m), wysokość części centralnej 64,8 m (wysokość krzyża wieży – 141,5 m)”. Naprawdę robi wrażenie. Wróćmy jednak do naszej relacji. Ja i Gali udaliśmy się na party place w celu odebrania identyfikatorów i uregulowania spraw finansowych. Należy tu dodać i przy okazji pochwalić organizatorów za to, iż na party można było zabrać całą rodzinę, która wchodzi do środka na 1 (słownie jednym!) bilecie wstępu. Brawo! Oczywiście skorzystaliśmy z tej opcji.
Przywitaliśmy się z organizatorami, a korzystając z okazji przekazałem na ręce Vasco nasz stuff na kompoty (intro, muzyczkę i grafikę). Sala była nam już znana z zeszłego roku, lecz tym razem było na niej niewielu ludzi, stoły były rozstawione po bokach, a na nich kilka maszyn, głównie Atarynki. Party jest wieloplatformowe, ale nie oszukujmy się, organizowane przez Atarowców, więc skupione gównie na tej platformie. Nas Komodorowców w zestawieniu z resztą partyzantów było niewielu. Po załatwieniu formalności wróciliśmy do dziewczyn, które czekały na nas w pokoju. Rozpakowaliśmy się i wyruszyliśmy na poszukiwania naszych ziomków: wspomnianego wcześniej Gałego oraz Edimana i Rime’a, których notabene poznaliśmy rok wcześniej na tym samym party. Jako że Licheń Stary to niewielka miejscowość, z odszukaniem się nie było większych problemów. Jak dobrze zobaczyć znane mordki raz jeszcze. Razem zmontowaliśmy stoliki w ogródku piwnym znajdującym się przy jednym z barów oferujących jedzonko i picie. Zamówiliśmy jedzenie i oczywiście piwko. Podjedliśmy, popiliśmy i pogadaliśmy o starych karabinach. Potem udaliśmy się w kierunku plaży. Środek lata, a na plaży ani jedna osoba nie korzystała z kąpieli. Stateczek, którym można było popływać po jeziorze w zeszłym roku, w tym nie pływał z powodu „plandemii”. Można było wypożyczyć łabędzia i samemu popływać po akwenie. Nawet dziewczyny umówiły się z Gałym, że następnego dnia będzie on jednostką napędową tegoż pływającego ptaka. Jak się później okazało, nic z tego nie wyszło (Gały pamiętaj, co się odwlecze to nie uciecze, obiecałeś i nie ma rady, w 2021 roku pedałujesz chłopie, dziewczyny Ci tego nie zapomną). Wróciliśmy do naszego pokoju. Przydałoby się go trochę opisać. Trafiliśmy na drugie - ostatnie piętro (skosy). W tym samym domu wczasowym ulokowanych zostało wielu partyzantów. Obok naszego pokoju swój miał między innymi Sebaloz/Lepsi De. Pokój był niewielki, z ledwością mieściły się tam cztery jednoosobowe łóżka wraz z szafkami oraz mały stoliczek z krzesłami. Jedyne okno, jakie tam się znajdowało, to niewielkie okno dachowe z widokiem na komin! Pokój wyposażony był w niewielką łazienkę. Nie ma co marudzić, nam niewiele potrzeba do szczęścia, jest kibelek, umywalka i prysznic, a to już luksusy! Hahaha. Na korytarzu znajdowała się lodówka. Od razu trafiła do niej część naszego prowiantu. Drugą część zapakowaliśmy do plecaka. Razem w czwórkę ruszyliśmy w kierunku party place.
Jako że w piątek główną atrakcją dnia miał być grill, większość partyzantów można było odnaleźć na tyłach remizy, gdzie już za chwilę miał on zostać rozpalany. Zanim do tego doszło, poczilowaliśmy sobie przy zakach, które puszczał nam Gały ze swojego małego, ale dającego rade głośniczka. :) Wypiliśmy kilka piwek, odnowiliśmy znajomości oraz poczyniliśmy nowe. W końcu rozpalony został wspomniany wcześniej grill, a na nim upiekły się kiełbaski. Wszyscy czekaliśmy na nie z utęsknieniem. Prowiantu było pod dostatkiem, dla wszystkich starczyło. Zapadł zmrok. Prawdopodobnie dobre jedzenie i ciepło bijące z grilla spowodowało, że niektórym już dzień się skończył (if you know what I mean). Obok grilla znajdowała się wiata, a w niej dwa duże stoły z ławami, przy których spędziliśmy w miłym towarzystwie resztę wieczoru, degustując nasze zapasy. Pierwszy dzień party zakończyliśmy już dnia kolejnego, gdyż spać poszliśmy grubo po północy.
Dzień 2. Sobota
Obudziły nas dzwony bazyliki. Muszę się przyznać, że spanie tuż pod otwartym oknem nie było dobrym pomysłem. Przemarzłem tej nocy. Reszta ekipy spała snem kamiennym. Wstaliśmy ok. 9.00. Gali przywiózł ze sobą kilka różnych odmian kawy i młynek. Od samego rana raczył nas pyszną kawą. Śniadanie zjedliśmy w pokoju, a że to urlop, to nie można było zacząć dnia bez piwka. Na szczęście zostały nam jeszcze w lodówce browary z dnia poprzedniego. Na sobotę rano umówiliśmy się z Gałym na zwiedzanie wspomnianej wcześniej bazyliki. Wyruszyliśmy wszyscy razem do wejścia na teren sanktuarium. Udało się nam wejść na sam szczyt Góry Golgoty (ciekawskich odsyłam do informacji w Internecie). Ze szczytu roztaczał się piękny widok na samą bazylikę. Jest ogromna! Nie czekając dłużej udaliśmy się w jej kierunku. Muszę przyznać, że byliśmy już tu rok wcześniej, ale wtedy nie cieszyłem się najlepszym zdrowiem (syndrom dnia poprzedniego). Tym razem zdrowie i humor dopisywały. Doszliśmy pod same schody świątyni. Porobiliśmy fotki. Zwiedziliśmy też wnętrze oraz eksplorowaliśmy teren dookoła z pięknymi stawami pełnymi kolorowych ryb. Wędrówka trochę nas wymęczyła i zgłodnieliśmy. Czas było na małe co nieco. Udaliśmy się nad jezioro. Dziewczyny z Gałym poszły zamówić pizzę, a ja z Galim zabraliśmy się za następne piwko. Butelki puste, a ich dalej nie było. W końcu doczekaliśmy się, wrócili z żarełkiem. Prawdopodobnie zapach pizzy ściągnął na jezioro Rime’a i Edimana. Razem posiedzieliśmy około godzinki nad licheńskim akwenem. Wróciliśmy do pokoju trochę odpocząć i nabrać sił na wieczór przed kompotami. Nagle usłyszeliśmy syreny strażackie. Nic dziwnego, znajdowaliśmy się naprzeciwko remizy. Okazało się, że strażacy wyjechali wozem z remizy i przejechali dosłownie 20 metrów. Zapytacie w jakim celu. Paliło się? Nie. Ogrodzili płotkami uszkodzoną lampę uliczną. Absurdy naszej rzeczywistości. Lampa pewnie była uszkodzona wiele dni wcześniej, ale ktoś zobaczył i zgłosił. Machina ruszyła, procedury rzecz święta! Po tej akcji udaliśmy się na party place.
Jako że impreza miała charakter urodzin organizatora, nie mogło obyć się bez tortu. Odśpiewaliśmy solenizantowi sto lat. Vasco przystąpił do krojenia tortu. Dla wszystkich starczyło. Mniam! Następnym punktem programu było spotkanie z Panem Rolandem Pantołą. Był to gość specjalny Lost Party 2020. Pan Roland jest autorem legendarnych gier na małe Atari i Commodore 64: „A.D.2044” (tylko XL/XE), „Klątwa” czy „Władcy Ciemności”, które zaprogramował w języku Forth. Wywiad poprowadził sam Vasco. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych historii na temat game developingu sprzed wielu lat. Pan Roland mógłby swoim życiorysem obdarzyć niejedną osobę i tak byłoby co wspominać. Nawet Kasia, która nie była w temacie, z ciekawością wysłuchała opowieści. Po wywiadzie przyszedł czas na to, co partyzanci lubią najbardziej. Mowa tu o kompotach! Tym razem głosowanie odbyło się w wersji papierowej (coś poszło nie tak z aplikacją do głosowania – nie znam szczegółów). Uzbrojeni w długopisy i votkę do głosowania czekaliśmy na compo stuff. Na sam początek poszły prace atarowskie:
Music:
- Wez cos tu napisz bo mnie leb boli - LiSU/Tristesse
- lost/lost - Zlew/AYCE/Joker
- Lynx Quest Legacy - miker/bjb^ng
- Train Ride - VLX/Lamers
- Kult Jasnej Materii - Zoltar X
- la computadora encantadora - Arson/UAB/GGS
- Gang Ciemnej Materii - Zoltar X
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Graphics:
- The Lost Sorcerer - Tiger/NG
- Unicorn Forest - PG
- Waskawy Pan - epij/Tristesse & SUPERROTOR
- Tortgenda - Piesiu/Agenda
- Sad - Rocky/MadTeam
- Zjawa - Alex_D
- Best Tickets - Sikor
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Intro 256B:
- Quatari - Ilmenit/Agenda
- Screaming Wings in different dimension - Xeen/Agenda
- drawto 256b - Koala/Agenda
- Starry - tr1x/Agenda
- filla! - Svoy/Agenda
- Parasolka - gorgh/Agenda
- Urodziny - gorgh/Agenda
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Muzyczki bardzo fajne. Grafiki na wysokim poziomie. Kategoria 256B intro została zawładnięta przez grupę Agenda.Nie mam doświadczenia ze sceną atarowską, więc na tym poprzestanę i skupię się na pracach komodorowskich.
Przyszedł czas na inne platformy.Jako że nie udało się zebrać 3 prac w kategorii intro na C64, za zgodą wszystkich wystawiających ustalono połączoną grupę: 8-bit 16k intro, do której trafiły:
- Stary Licheń song by Fancy Rats
- Boomtro by Boom! - nasza dziewicza kontrybucja
- Speccy.pl Party Invitation by tooloud
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Niestety nie mieliśmy łatwego debiutu. Pierwsze uruchomienie naszego interka poszło bez dźwięku. Zaczęliśmy krzyczeć, że brakuje fonii i obsługa ma puścić produkcję jeszcze raz. Zanim się ogarnęli, intro było już w połowie. Drugie podejście to samo, dalej brak dźwięku. Już koledzy Atarowcy zaczęli się podśmiewać z komodorowskich produkcji. Za trzecim razem się udało, lecz dźwięk był niesynchronizowany z obrazem o ponad 1,5 sekundy. Niby niedużo, ale efekt zgrania z muzyką diabli wzięli, a szkoda, bo się trochę nad tym zgraniem męczyliśmy. Mam nadzieję, że w przyszłości nasze następne produkcje będą miały więcej szczęścia. Ten sam los spotkał kolejną prezentowaną pracę, tj. „Stary Licheń song”, która również poszła z opóźnioną fonią. Kawałek muzyczny z tej produkcji wpadł w ucho partyzantom i wszyscy śpiewali do tekstu. Mam wrażenie, że nasze dziewczyny śpiewały najgłośniej.
Przejdziemy teraz do C64 gfx compo w którym wystawiono 4 prace:
- Lost World - Facet / Genesis Project
- antiyoda -Comankh / Agony Design
- Too late – Steffan / Boom!
- Vote or not to vote - Ediman / Fancy Rats
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Następnie muzyka AY (czyli Spectrum):
- it's raining outside - Pator
- Bo Dalthon mi kazał - Zlew/AYCE^Joker
- Popping the ZX cherry - mch/genesis project^multistyle labs^samar^joker
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Tu również były problemy z poprawnym odtworzeniem utworów. Udało się dopiero za którymś razem. Bardzo podobały się nam te spectrumowe kawałki.
Na sam koniec wild como:
- Krówka - LiSU/Tristesse
- Lost in Translation - AYCE
- Grappler - Hairdog/Boom!
- Zybex - LiSU/Tristesse
- Lost Covid - Skinner
- Diovgler comankh/Agony
(kolejność zgodna z uzyskanym miejscem)
Niestety, wszelkie inne prace, które nie miały swojej kategorii (ze względu na brak konkurencji), trafiły do wspólnego wora.
Numer 1 to nalewka zrobiona przez LiSA. Próbowaliśmy, bardzo nam smakowała. Produkcja nr 4 (.mp3) też była autorstwa LiSA. Pozycja 2 to demko/intro zrobione na GameBoya. Naszym zdaniem bardzo niedoceniona pozycja. Na 3. miejscu zak kumpla z naszej grupy. Hairdog miał niezły doping z naszej strony. Piąte miejsce to grafika przygotowana na Spectruma, a na 6. pozycji wylądowała amigowska grafika.
To byłoby na tyle w sprawie wystawionych prac. Większość uczestników party wypełniało karty do głosowania równolegle z prezentowanymi pracami. Teraz pozostało tylko dokonać ostatnich korekt i oddać karty w ręce Vasco. Większość obecnych udała się na taras, gdzie jeszcze długo trwały rozmowy na temat wystawionych prac. Wypiliśmy pozostały prowiant i udaliśmy się do pokoju. Było ok. 2:00 w nocy, wszyscy smacznie spali. Zostałem obudzony waleniem do drzwi. Jak się okazało, nie do naszych, tylko do drzwi obok. Do pokoju powrócili nasi sąsiedzi. Panowie zostali wyproszeni przezwspółlokatora/współlokatorów. Po kilku minutach nastała cisza i mogliśmy kontynuować sen. Tyle szczęścia nie miał Vasco który, jak się później okazało, liczył głosy do samego rana.
Dzień 3. Niedziela
Tego dnia należało opuścić dom wypoczynkowy „Turysta”, więc rano szybko zjedliśmy śniadanie i zabraliśmy się za pakowanie. O godz. 9:30 mieliśmy już wszystkie nasze rzeczy w aucie. Wymeldowaliśmy się. Do ogłoszenia wyników pozostało niewiele czasu, więc udaliśmy się na party place. Około 10:00 Vasco ogłosił wyniki poszczególnych konkursów. Oklaskami podziękowaliśmy zwycięzcom. Niestety nie udało nam się (nasze intro) zająć pierwszego miejsca, może następnym razem. Z tego miejsca gratuluję wszystkim zwycięzcom. Na sam koniec organizatorzy rozdali nagrody. Trafiły one do rąk osób, które wygrały w swoich kategoriach. Party oficjalnie zostało zakończone. Pożegnaliśmy się z kumplami. Mam nadzieję, że w tym samym, albo powiększonym składzie zobaczymy się na następnym Lost Party.
Myślę, że organizacja party w okresie kowidowym nie była łatwą sprawą, tym bardziej chcemy docenić pracę organizatorów. Dziękujemy!
Dziękuję również Tobie, jeśli dotrwałeś/łaś do samego końca naszej relacji. Zdaję sobie sprawę, że momentami mogło być nudno, ale chcieliśmy zrelacjonować przebieg imprezy najdokładniej jak się dało. Nie było to łatwe (nie miałem pojęcia, że zostanę w ogóle poproszony o jej spisanie) i za pisanie zabraliśmy się kilka miesięcy po imprezie. Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej.
Pozdrawiamy!
Steffan / Boom! oraz CatYa