Gaba Kulka i jej czuły manifest

Radios

Chociaż już w 2003 roku wydała własnym sumptem swój debiut, to jej kariera rozkręciła się tak naprawdę sześć lat później, kiedy ukazała się płyta „Hat, Rabbit”. Od tego czasu jej dokonania są obserwowane ze zwiększoną uwagą, a każdy kolejny album to niewątpliwie ważne wydarzenie. Ten najnowszy nazywa się „Kruche”.

Polski tytuł płyty wskazywałby, że wzorem Julii Marcell także Gaba zdecydowała się na wydawnictwo tylko z polskimi tekstami, ale nie... Utwory z rodzimymi lirykami to ćwiartka całego albumu, ale za to są to chyba najbardziej znaczące pieśni w tym zestawie. Choćby tytułowa kompozycja, która jest czymś w rodzaju czułego manifestu („Ludzie ciągle mówią o miłości jakby była tania...”), ale też wieńcząca całość „Jaki Kolor”, z poruszającymi fortepianowymi motywami.

Początek jednak jest przebojowy i mocny. To utwór „Still” – dobrze już znany z anten radiowych i występów na żywo. Następująca po nim „Alright, Amanda” to też dynamiczny, energetyczny song, aczkolwiek w innej („kabaretowej”) tonacji. Również mógłby być singlem promującym „Kruche”, bo ma melodyczny potencjał, ale nie wiem czy tak się stanie, bo na razie do reklamowania płyty wybrano numer „Jeszcze”.

Gaba znana jest już z tego, że tworzy nieoczywiste wersje znanych rockowych numerów. Z Baabą dokonała reinterpretacji kompozycji Iron Maiden i wywróciła je wraz z kolegami z tego zespołu niemalże do góry nogami tzn. tak, że wiele z nich rozpoznać można praktycznie tylko po tekstach... Na własnych solowych płytach zdecydowała się na przetwarzanie utworów Queens Of The Stone Age. Na albumie „The Escapist” znajdziemy utwór „Keep Your Eyes Peeled” czyli numer rozpoczynający płytę „...Like Clockwork” Amerykanów.

Teraz dostajemy „I Sat by the Ocean” (utwór numer dwa na tym samym albumie Josha Homme i jego ekipy). Akurat w tym wypadku podobieństwo do oryginału jest mocno słyszalne, choć oczywiście Gaba dodała wiele od siebie. Druga obca kompozycja, która trafiła na „Kruche”, to dzieło Kurta Weilla zatytułowane „Lonely House” – spokojniejsza, aczkolwiek wzbogacona ciekawym jazzowym dialogiem klawiszy z klarnetem.

Cały album jest zatem różnorodny i nieoczywisty. Wiele już napisano o podobieństwie dokonań Gaby do twórczości Kate Bush czy Tori Amos, ale moim zdaniem ona już dawno temu uwolniła się od wizerunku młodszej siostry tych dwóch pań. Jest unikatowa i niezależna, ma własny styl, a ten album to niewątpliwy dowód potwierdzający jej wyjątkowość.

Co do instrumentarium, to Gaba zebrała w studiu personel znany już z poprzedniej płyty. To Wojtek Traczyk (kontrabas, bas), Robert Rasz (perkusja) i Wacław Zimpel (klarnet). Ona sama oczywiście śpiewa i jest autorką partii klawiszowych i syntezatorowych (szczególnie urokliwe są te słyszalne w numerze „Brother”). Warto przetestować te utwory na żywo przy okazji trasy promującej album.

Radios