Nowoczesna nostalgia dla ucha

Minimoog

Recenzja płyty „Odyssey” zespołu Home

Retro to nie tylko gry – to też muzyka. Jeśli są wśród Was, drodzy Czytelnicy, miłośnicy dźwięków, a zwłaszcza tych elektronicznych, zapraszam do lektury! Przedmiotem moich rozważań będzie album Home pt. „Odyssey” z 2014 r. Z gatunkowego punktu widzenia utwory należałoby zaliczyć do synthpopu, chociaż gdzieniegdzie utwory z tej płyty, jak i inne tego wykonawcy, można znaleźć na playlistach vaporwave’u (nie jest to jednak poprawne, gdyż vaporwave tworzony jest poprzez przetwarzanie, a najczęściej spowalnianie powstałych już wcześniej kompozycji). Ja nie przepadam za zbytnim szufladkowaniem sztuki i zamykaniem jej w ramach, więc dla mnie jest to po prostu bardzo przyjemna, nowoczesna elektronika. Na temat autora nie jestem w stanie powiedzieć wiele, ponieważ równie mało mówi o nim wszechwładny Internet. Proszę więc mi to wybaczyć! Przez cały album Home konsekwentnie trzyma się pewnych zasad. Po pierwsze, bardzo odważnie stosuje miękkie, analogowe brzmienia. Jeśli ktoś ma nieco więcej do czynienia z muzyką elektroniczną, od razu wyczuje ich obecność i dominującą rolę. Pulsujący, sekwencyjny bas, arpeggia nadające melodyki oraz miękkie, strunopodobne akordy – wszystko to naprawdę analogowo. Jest to o tyle cenne, że dziś w muzyce głównego nurtu muzycy coraz mniejszą wagę przykładają do kreowania brzmień, więcej pracy wykonują za nich producenci instrumentów, a w instrumentariach grają coraz większą rolę wavetable i sprzęty cyfrowe. Zaś na „Odyssey” słychać wyraźnie klasyczne, wyjęte sprzed kilku dekad brzmienia, doskonale dopasowane do charakterów poszczególnych utworów, choć w gruncie rzeczy nie zmieniające się nazbyt w ciągu całego albumu. Przez cały czas słyszymy więc głównie te same brzmienia, ale w coraz to nowych wydaniach. Oczywiście nie znaczy to, że „Odyssey” jest przestarzała – wręcz przeciwnie, to bardzo nowoczesny materiał. Mastering jest współczesny (perkusja wyznacza zdecydowany rytm i potrafi „przyćmiewać” pozostałe dźwięki), ale jest to zabieg celowy i zgodny z tym, jak się teraz robi muzykę. Zatem umiejętne korzystanie z tego, co nadało charakter muzyce elektronicznej w jej początkach, tj. brzmień analogowych i łączenie ich z obecnym poglądem na muzykę, uwydatnia w albumie poczucie dialogu z przeszłością, jej nieustanną aktualność, która stoi przecież u osnowy retro. Stare, ale jare – chciałoby się rzec!

Kolejną charakterystyczną cechą płyty są chiptune’owe wstawki. Home w licznych swoich kompozycjach śmiało sięga po odgłosy znane każdemu retro graczowi. Należy jednak zaznaczyć, że są to tylko – jak to określiłem – wstawki, zwykle jedynie nawiązania do chiptune’u. Twórca nie cytuje, ale imituje. Niewiele więc usłyszymy tam autentycznych surowych brzmień, ale warto zauważyć, że ten element, choć potrafi się pojawiać nawet w muzyce pop, stanowi jeden z wyznaczników gatunkowych synthwave’u. I może właśnie to pozwala stawiać synthwave w okolicach vaporwave’u, którego głównym celem jest wytworzenie w słuchaczu retro ekstazy poprzez sięganie do rzeczy znanych z młodości, dzieciństwa. Brzmi trochę jak psychoanaliza Freuda, co? Nie taki diabeł straszny, po prostu każdy lubi wracać do tamtych, lepszych czasów! W albumie „Odyssey” wrażenie wyciszenia, wewnętrznego uspokojenia nadają nie tylko retro wstawki, ale cały charakter utworów w ogóle. Materiał jest wręcz oniryczny, sentymentalny, słuchając go przenosimy się w podróż gdzieś do science-fiction, zaczynamy się zastanawiać nad rytmem codzienności, tęsknić do tego, co minęło. Ja przynajmniej tak mam. Wniosek z tego wszystkiego jest prosty – forma doskonale łączy się z treścią.

Na „Odyssey” nie ma muzyki trudnej. Kompozycje są dość schematyczne, ale przez to naprawdę dobre w odbiorze. Oparte na niewiele zmieniających się motywach kawałki nie są napastliwe i jednocześnie potrafią skupiać uwagę słuchacza. Z całego albumu wyróżniłbym utwory „Resonance” i tytułowy „Odyssey”. Pierwszy wprowadza swoimi akordami w rodzaj transu, a w drugim niezwykle urzeka mnie linia basu.

Jeśli zatem szukacie nostalgicznej muzy na wieczór, do tramwaju albo do pracy – polecam „Odyssey”. To łagodna podróż przez dźwięki, łączące przeszłość z teraźniejszością, a nawet trochę i z przyszłością. Home swoim albumem może zaspokoić zarówno słuchacza ambitnego, jak i stawiającego mniej wygórowane wymagania muzyce.

Minimoog