Mam pomysła! - czyli zmora organizatora party w PL

Sachy

Zabierając się za organizację imprezy/zlotu/party Nieszczęsny Organizator zazwyczaj ma już jakieś doświadczenie, pomysł na całą sprawę, czy ogólny zarys - po prostu pogląd na to, co da się zrealizować przy dostępnej infrastrukturze (wielkości budżetu, pomieszczeń, ilości rzutników, stołów na sprzęt, osób zaangażowanych w pomoc, itp.). Im większe ma doświadczenie lub znajomość wspomnianej infrastruktury - tym większa szansa na ominięcie problemów i najprościej mówiąc uniknięcie szeroko rozumianej "wtopy". Przygotowując imprezę - wymyśla jakiś program, jak sprawa ma przebiegać, czym zachęcić ludzi do przejechania nieraz całej Polski - by wziąć udział w jego "evencie". Spraw mniej i bardziej banalnych do załatwienia są setki, do tego po oficjalnym ogłoszeniu imprezy na odpowiednim forum dyskusyjnym (lub, jeśli party jest multi-platformowe, to na wielu z nich - co potęguje występowanie niżej opisanego efektu) pada sporo pytań o najlepszy dojazd z każdego miejsca na świecie, "sleeping room", możliwość legalnego popijania browarka, o dostępność darmowej grochówki i wiele innych, czasem naprawdę ko(s)micznych. Tak to już jest i przyjąć to należy za sytuację normalną (np. nie każdy wyga imprezowy wie jak odszukać drogę po adresie w googlemaps - spoko, Org. Team pomoże, od tego jest). Tak czy siak, po ogólnym aplauzie dla zacnych planów zaczyna się dyskusja nad zaproponowanym programem (zakładam, że Org ominął dyskusję o pasującym wszystkim terminie i ogłosił swój własny - jeśli nie zrobił tego i poszedł w forumową dyskusję, kiedy komu pasuje - to już przepadł i sam sobie jest winny :). Po serii wyjaśnień, co proponują w tym roku organizatorzy, zaczyna się prawdziwa przygoda Nieszczęsnego Organizatora. Otóż w końcu pojawia się pierwszy post z serii: "Hej! Mam genialnego pomysła!".

Pal sześć posty nie na temat w wątku informacyjno-organizacyjnym - wspominki (to akurat wskazane), bluzgi, odejścia od tematu. Największą zmorą organizatora jest "Pomysłowy Entuzjasta". Gość taki najpierw leje miód na uszy ekipie organizacyjnej - że ponoć rok temu było super, że słyszał z wielu miejsc świetne opinie i że tegoroczna edycja na pewno będzie jeszcze lepsza. Za chwilę jednak wykiełkuje mu w głowie idea dorzucenia "super pomysła" do programu. Zaczyna się "a myśleliście o..." albo "a może byście...", po czym następuje opis co należałoby zrobić/zorganizować, by impreza osiągnęła szczyt. Czasem post taki leci na prywatny mail organizatorów (i to jest właśnie najwłaściwsza droga w tego typu przypadkach), najczęściej jednak zaczyna się promowanie tego pomysłu przez jego autora na forum publicznym. A pomysły bywają rożne: czasem złe, a czasem nawet całkiem fajne. Zazwyczaj sam problem nie jest w treści pomysłu, a w jego prezentacji, promocji przez autora oraz docelowej realizacji.

Zazwyczaj autor bardzo silnie go promuje, oczekuje gromkiego aplauzu od organizatorów (za darmowe i prospołeczne podzielenie się genialnym pomysłem) i przekonuje innych forumiarzy co do jego słuszności. Do tego też przekonuje, że bez realizacji tego punktu - impreza nie jest kompletna, traci sporą część wartości (lub w ogóle jest bez sensu). Częstym argumentem jest - jak ten pomysł będzie w programie, to przyjadę, a bez tego to nie ma sensu ruszać się z domu. Zupełnie pomijany jest fakt, że program może być już wystarczająco zapełniony lub też, że zainteresowanie może być nikłe (głównie samego pomysłodawcy) albo wręcz "średnio pasować" do ogólnej koncepcji, czy możliwości organizacyjnych. Genialny pomysł został rzucony niczym "perła przed wieprze" i nie ma odwrotu - Grunwald, Rejtan i parada w Dzień Niepodległości. Rozpoczyna się mała krucjata Pomysłowego Entuzjasty w celu wciśnięcia pomysłu do programu, zbieranie sojuszników, długie posty z przykładami innych imprez, itp. Nasz Nieszczęsny Organizator tym samym znajduje się w niewesołej sytuacji - po to otworzył wątek o imprezie, by informować o planowanym przebiegu imprezy, rozwiewać wątpliwości, ale i wysłuchać ewentualnych rad i spostrzeżeń osób uczestniczących np. w poprzednich edycjach lub podobnych imprezach. Trzeba przyznać, że takie informacje zwrotne są niezwykle cenne, ale też zazwyczaj komunikowane organizatorom prywatnie, na maila lub bezpośrednio jeszcze podczas trwania imprezy. Takich wniosków trzeba słuchać i jeśli są zasadne - wcielać je w życie (przecież organizator chce, by jego impreza była jak najlepsza). Tutaj chodzi jednak o osobnika, który zazwyczaj sam się nie pojawia na danej imprezie, ale ma masę dobrych rad - siedząc na kanapie i dywagując na forum, obrażając się, że nie jest właściwie wysłuchiwany. Niestety nasz Nieszczęsny Organizator nie może ignorować żadnych postów na wątku informacyjnym swojej imprezy - musi cierpliwie, rzeczowo i kulturalnie (niestety...) odpowiadać na wszystkie tematy. Nie może przecież wytworzyć sobie negatywnego obrazu niekompletnej lub nieprzemyślanej imprezy, a siebie przedstawić jako osoby nieporadnej lub niekulturalnej - bo to właśnie forum dyskusyjne jest jednym z głównych środków "rozreklamowania" imprezy wśród docelowego grona odbiorców i potencjalnych uczestników. Dlatego też musi niestety wziąć udział w każdej polemice, spokojnie i rzeczowo wyjaśnić, dlaczego dany pomysł nie będzie zrealizowany, itp. Trzeba też zaznaczyć, że zazwyczaj organizatorzy mają już przemyślaną tego typu lub podobną sprawę. Imprezy typu zlot organizuje się przez kilka miesięcy - jest czas na rozpatrzenie naprawdę różnych pomysłów i nieraz taki scenariusz był dyskutowany w gronie organizatorów, po czym odrzucony (z różnych powodów). Pomysły dobre i łatwe do wykonania - zazwyczaj organizatorzy mają sami lub naprawdę dobre realizują bez zbędnych dyskusji. W opisywanym jednak przypadku jest inaczej i trzeba sprawę "załatwić" do końca.

Czasami (niestety - za rzadko) na pomoc przychodzą inni użytkownicy, torpedując "genialny pomysł" w zarodku. Sprawa komplikuje się, gdy Pomysłowy Entuzjasta "zwerbuje" do swojego "pomysła" kolejną osobę. Wtedy powstaje sojusz orędowników, a zazwyczaj wtedy osoby postronne okopują się na "neutralnych pozycjach" ciekawskich obserwatorów. Wtedy nasz organizator, zamiast zajmować się rzeczami istotnymi, musi przeprowadzić długą dyskusję i zbijać po kolei wszystkie argumenty przeciwnika. Jest to też niezwykle męczące, bo przy dziennej paczce kilkudziesięciu maili - taka dodatkowa dyskusja eksploatuje energię, która powinna być przeznaczona na "popychanie spraw do przodu", a idzie "w piach". Na całe szczęście nasz Nieszczęsny Organizator ma zachowaną na czarną godzinę "armatę naprawdę wielkiego kalibru", która zazwyczaj załatwia sprawę ostatecznie. Problem jednak w tym, że armaty tej nie można za często (ani za wcześnie) stosować, bo może to być w niektórych przypadkach broń obusieczna i organizator sam może lekko oberwać "rykoszetem". Otóż tą naszą "cudowną bronią" jest... zaproszenie Pomysłowego Entuzjasty do współorganizacji imprezy - głównie jego "genialnego pomysłu", ale również i części innych zadań. I tu nasz Pomysłowy Entuzjasta zazwyczaj przygasa, mniej się udziela - słowem zazwyczaj wycofuje się "rakiem". Może oczywiście się zdarzyć, że podejmie wyzwanie, a Nieszczęsny Organizator musi mu to umożliwić (nasz rykoszet - dodatkowa robota o małej szansie na ostateczny sukces, zazwyczaj strata czasu i energii na dodatkowe maile i inne rzeczy). Można wtedy mieć nadzieję, że zapał wypali się przy pierwszych trudnościach (a zawsze pojawiają trudności takie, czy inne) i sprawa sama się rozwiąże. Może jednak się zdarzyć, że nasz Pomysłowy Entuzjasta naprawdę weźmie się solidnie do roboty i zrealizuje to, co wymyślił, a nawet pomoże przy innych sprawach. W takich przypadkach nasz Nieszczęsny Organizator z miłą chęcią zadziwi się, posypie twarz popiołem i z otwartymi ramionami przyjmie nowego i wartościowego kompana w szeregi organizatorów - czego wszystkim Nieszczęsnym Organizatorom jak i Pomysłowym Entuzjastom z całego serca życzę.

Sachy/WT+RSE+LMS
(RetroKomp main org od 2012 :)