Recenzja gry Paper Plane

Ryan

Za oknem był chłodny, jesienny wieczór, a do tego środek tygodnia. W takie dni właśnie najbardziej mi się nudzi. Wyciągnąłem więc z szafy swoją 64'kę, nieco odkurzyłem i podłączyłem do monitorka. Po chwili z głośnika pastelowo pożółkłej obudowy monitora popłynęła słodka nuta SID'a, a ze szklanego monitora trysnęły kolorowe rasterbary, pozdrowienia i grafiki z kolejnych demek. Po obejrzeniu kilku nowości, wszystko z powrotem zaczęło zionąć nudą. Pomyślałem wtedy - to nie to samo, co oglądać demka samemu, a oglądać je w gronie takich samych maniaków, jak ja. Szybko jednak przypomniałem sobie, że Paweł „V-12”, prosił mnie o artykuł lub reckę gry do zinu. Więc wpadłem na csdb.dk i przeskrolowałem nowości. Wybrałem, ściągnąłem, uruchomiłem... ;) Powiem szczerze: zaciekawił mnie jedynie tytuł i to, że była to pierwsza gra, którą znalazłem na stronie. A jej nazwa to Paper Plane.

Gra wydana została w 2014 roku przez grupę RESET Magazine. Całość zakodował Roy Fielding, a muzykę napisał Timo Taipalus. Sam pomysł, fizyka i cała reszta bazuje na grze stworzonej na systemy iOS o tym samym tytule autorstwa Juan Hong'a. Jednym zdaniem jest to po prostu port, albo zwykły klon tej gry. Nie mniej jednak w mojej ocenie całość zasługuje na spore uznanie, ponieważ na Commodore 64 jeszcze nie widziałem podobnej produkcji. Jest to gra z gatunku arcade, przypomina Hexagona lub Flappy Bird. Grafika jest kolorowa, przejrzysta i nie kłuje w oczy tak bardzo ogromnymi pikselami z pamiętnych gier początku lat 80. Animacja tła i papierowego samolotu jest dobrze wykonana. Nie można o niej powiedzieć, żeby ociekała super efektami, ale jest dobra. Fizyka w grze też nie pozostawia wiele do życzenia, gdyż po prostu spadamy swobodnie papierowym samolotem w dół nieskończenie głębokiej studni (pomiędzy budynkami?), unikając przy tym odstających ze ścian przeszkód. Niestety, każde, nawet najmniejsze dotknięcie pojedynczego piksela naszego niewielkiego samolociku, powoduje utratę sterowności oraz siły nośnej. W efekcie spadamy w dół jak kamień.

W grze brak jest jakichkolwiek efektów dźwiękowych, takich jak: uderzenie o ścianę, czy też zmiana kierunku lotu - czego troszkę mi brak. Za to muzyka, napisana przez Timo Taipalus'a, która z początku jest całkiem przyjemna, zapętla się w nieskończoność. W efekcie po pewnym czasie zaczyna ona drażnić nasz zmysł słuchu. Niestety nie można jej wyłączyć, więc jedyne, co nam pozostaje, to przykręcić dźwięk w monitorze na minimum. Sam gameplay stoi na wysokim poziomie, może nawet na zbyt wysokim, gdyż gra jest bardzo trudna. Bez żadnych cheatów, udało mi się zdobyć jedynie 19 pkt. Trzeba mieć niezłego skill’a lub lepszego joy niż ja, aby przejść dalej. Przez to sama gra szybko staje się irytująca. Nie zawsze jest to regułą, bo istnieją tytuły, które są trudne, ale o wiele przyjemniej gra się w nie, niż w Papierowy Samolocik.

Paper Plane oceniłbym jako średnią grę na tle możliwości tego gatunku. Na plus na pewno wpływa bardzo dobrze wykonana fizyka, udany pomysł (pomimo faktu, że jest to tylko port z iOS) oraz przyjemna dla oka grafika i animacja. Minusem w niej jest duży poziom trudności oraz monotonna muzyka, która po chwili zaczyna irytować. Brak też jakichkolwiek dodatkowych efektów dźwiękowych. W sumie wieczór spędziłem męcząc się nad tą grą i próbując przejść ją jak najdalej. Lecz irytacja poziomem trudności i monotonną muzyką wzięła górę nad chęcią jej ukończenia. Na pewno jest to gra, w którą o wiele przyjemniej pograć można w gronie znajomych lub na imprezie, przy piwku (bezalkoholowym), niż indywidualnie w zaciszu domowym. Polecić ją mogę jedynie na tego rodzaju spotkania. Moja ocena to 3/5 pkt. Na szczęście, wieczór nie był stracony, bo odgrzebałem swoją 64'kę i ściągnąłem sporo nowych gier, które wkrótce też opiszę. Dzięki za przeczytanie mojej skromnej recki. ;)

Ryan