Ballada o szczupaku na faktach oparta

Marek Pelc

Miała na imię Ludmiła,
na niego mawiali Grisza,
mieszkali na szóstym piętrze,
bo tylko tam była cisza.

Lubiła ogromnie szanty,
on zaś miał patent żeglarza,
jeździli latem na kemping,
w małżeństwach to czasem się zdarza.

On bardzo lubił rybki przeróżne,
i prawie co tydzień je jadał,
ona zaś wcale nie była inna,
zresztą... co będę wam gadał.

Wybrał się więc do Tesco,
mówiąc jej: „Idę na łowy”,
koszulę miał jasnoniebieską,
spodenki do uda połowy.

I nabył szczupaka w promocji,
zaważył dwa kilo trzydzieści,
do siatki go wrzucił foliowej,
w której się ledwie pomieścił.

Wyruszył do domu w pośpiechu,
na piętro poczłapał z buta,
dotarł tam z wielkim mozołem,
bo winda była popsuta.

Wypuścił rybę do wanny,
popatrzył na nią chwileczkę,
i aby gad nie był głodny,
to chleba mu wrzucił kromeczkę.

Ludmiła to zobaczyła,
i palcem się puka w głowę,
„Człowieku, to jest drapieżnik!”
Więc szynki mu dał... konserwowej.

Zajrzała wieczorem do wanny,
i szlag ją prawie trafił,
bo szynka pływa nietknięta,
zaś ryba się tępo gapi.

Nie myśląc wiele w tym szale,
w dłoń wzięła, co było pod ręką,
by skrócić szczupaczy żywot,
który okrutną był męką.

A teraz myślcie, co chcecie,
o strasznym tym czynie niewieścim,
lecz nic tak nie smakuje,
jak szczupak o pierwszej trzydzieści.

Marek Pelc
http://slowa-obrazy.blogspot.com