Stary Piernik 5

V-12

(Z archiwum NSZZ XYZ)

Nawet najstarsi górale, ani żadna wróżka z Davidem Copperfieldem na czele, nie byliby w stanie przewidzieć zdarzeń, jakie nastąpiły w trakcie piątej edycji Starego Piernika – meetingu polskiej sceny Commodore 64 zorganizowanego przez grupę Arise. Wydarzenie zaplanowano na weekend 23-25 kwietnia 2010 r. i spotkało się ono ze sporym zainteresowaniem ze strony scenerów, którzy stawili się w ogólnej liczbie osiemnastu osób. Zabrakło jedynie kilku stałych bywalców, w tym m.in. słynnego Turbosnaila oraz Kordiaukisa, powstrzymanego przed wyjazdem przez nagłą awarię samochodu.

Swoją podróż do Torunia rozpocząłem w sobotę rano o godzinie 6:15, docierając najpierw autobusem miejskim do Szczecin Dąbia. Tam nabyłem suchy prowiant w społemowskim „spożywczaku” i udałem się na pobliską stację kolejową. Punktualnie o 7:19 nadjechał 3-wagonowy skład TLK relacji Szczecin – Przemyśl, który na szczęście nie był zbytnio zatłoczony. Wsiadłem do niego i ulokowałem się w jednym z 0ldsk00lowych przedziałów z wagonu datowanego na rok produkcji 1988.

W Krzyżu nastąpiło dołączenie drugiego składu, w którym podróżował Data/De-Koder/Tropyx. Jednakże ze względu na zablokowane drzwi między wagonami, było nam dane dopiero przywitać się na stacji w Trzciance. Dalszą podróż umilały nam tradycyjnie scenowe opowiastki i wspomnienia w trakcie których wymienialiśmy się również nowymi pomysłami co do kolejnych produkcji Tropyxu. :)

Do Torunia dotarliśmy tuż przed godziną 13:00 i bezpośrednio z dworca skierowaliśmy się w stronę campingu „Tramp”. Gdy dotarliśmy do celu, naszym oczom ukazał się mocno „zmęczony” Black Light w towarzystwie Barmana i Gorzała Ochlałka. Widać po nich było, że zaplanowana na piątek rosyjska ruletka z wysoko procentowym alkoholem została zrealizowana z wyjątkowym skutkiem. :) Ciekawostką był także fakt, że na meetingu pojawił się na chwilę Leming, który ponoć przybył do Polski na czyjś ślub i był jedyną osobą, której nie dane mi było tego weekendu zobaczyć.

Wewnątrz domku, przy którym trwała nasza rozmowa, odbywał się poranny przegląd dem z udziałem Luke’a, Fenka, Bimbra i Wacka. Zajrzeliśmy więc do środka i przywitaliśmy się z ekipą. Bimber podał nam karton, w którym znajdowały się do wyboru identyfikatory w postaci... krawatów z nadrukiem nazwy meetingu! Trzeba przyznać, że było to kolejne unikalne rozwiązanie, niespotykane dotąd na żadnym z party Commodorowskich (dla tych, którzy nie pamiętają – rok wcześniej identami zostały pokrywy na kurz od klawiatury C64 :).

Wraz z Datą wybraliśmy sobie po jednym, a następnie podjęliśmy decyzję o udaniu się do pobliskiej pizzerii. Po powrocie do campingu przywitaliśmy się z pozostałymi scenowcami (eLBAN, Provee, Kisiel, V0yager i Willy), a w tle toczyły się prace nad przygotowaniem stanowiska do oglądania dem na świeżym powietrzu. Za big screen posłużyło prześcieradło, przyczepione pinezkami do belek podtrzymujących dach jednego z domków campingowych :), a nagłośnieniem był zestaw 5.1 dostarczony przez Luke’a.

Na campingu kółeczko zatoczyła nawet policja, co spotkało się z zainteresowaniem ze strony scenowiczów. Wacek uruchomił wnet swojego laptopa i udostępnił go chętnym, którzy mogli napisać jakiś tekst w realtime. W międzyczasie Black Light zorganizował wyścigi samochodzików na baterie. W szranki stanęło ośmiu śmiałków, którzy w pierwszej rundzie rywalizowali w parach i do pokonania mieli dystans kilkudziesięciu metrów. Trasa wyścigu przypominała slalom, na którego końcu ustawiono śmietnik, który należało okrążyć i wrócić z powrotem na linię startu.

Jako pierwsi do boju stanęli Bimber oraz Kisiel. Ubawu było co niemiara! Pojedynek ostatecznie wygrał ten pierwszy. Drugą parą był Fenek (który w trakcie wyścigu przybierał dumne pozy i raczył się ostentacyjnie browarem) i Provee (przyszły zwycięzca). Gdy na starcie stanęli Wacek i Willy, nieoczekiwanie do rozgrywki dołączył... eLBAN ze swoim okrojonym, dwukołowym pojazdem! Wyścig przerodził się w jedną wielką komedię, czego nie sposób opisać słowami. :) Zwycięstwo odniósł w tym starciu Willy, aczkolwiek pierwszy na metę dotarł dwukołowiec. :) Jako ostatni na trasie pojawiłem się ja wraz z V0yagerem, który minimalnie okazał się ode mnie lepszy. W międzyczasie eLBAN próbował spowodować poślizg mojego pojazdu na drodze, symulując rozlany olej na trasie, którego rolę grało piwo. :)

W finałowej walce rywalizowali zwycięzcy wszystkich półfinałów, do których dołączył nie kto inny, jak właściciel terenowego dwukołowca. :) W międzyczasie na meetingu pojawił się Grabba w towarzystwie żony i córki Mai. Wyścig trwał w najlepsze i był na tyle zażarty, że podczas finałowego nawrotu eLBANowi odczepił się kabelek zasilający silnik. :) Na mecie jako pierwszy zameldował się Bimber, minimalnie wyprzedzając w końcówce wyścigu V0yagera. Obaj zostali nagrodzeni specjalnymi bezprzewodowymi samochodzikami, do których niestety zabrakło 9-voltowych baterii.

Kolejnym ciekawym wydarzeniem była prezentacja możliwości Sound Expandera na Commodore 64, którego przywiózł ze sobą V0yager. W ruch poszedł także Kaossilator (nowoczesna zabawka do tworzenia muzyki w realtime), którego próbkę umiejętności zaprezentował Willy. Ja siadłem za sterami C64 i zacząłem obsługiwać Sound Expandera. Przy okazji przetestowaliśmy z Willym możliwość wspólnego grania z wykorzystaniem Kaossilatora i było to bardzo ciekawe doświadczenie.

Pomimo dosyć słonecznej pogody, chłód zaczął doskwierać nam coraz bardziej. Kiedy słońce schowało się na horyzoncie, na big screenie zaczęły być pokazywane różne demka (początkowo produkcje z Amigi puszczane żywcem z Youtube’a), a w międzyczasie za sterami Commodore 64 usiadła Maja. Pisanie różnorodnych tekstów szło jej całkiem dobrze, co zakończyło się deklaracją z mojej strony, że za kilka lat będzie mogła joinąć do mojej grupy. :)

W końcu nadszedł czas na kompoty, które podobnie jak rok wcześniej, zostały przeprowadzone w jednej wspólnej kategorii. Na pierwszy ogień poszedł zak Surgeona, a następnie V0yagera, który akurat udał się do ubikacji. :) W następnej kolejności zaprezentowano publiczności (która w kompletnym składzie tkwiła przed big screenem) 3 grafiki autorstwa Wacka, Bimbra i JSL-a. Po nich w ruch poszła kolekcja graficzna Anomaly/Draco, którą osobiście zakodowałem i dostarczyłem na meeting. Różnorodne stylistycznie i tematycznie fullscreeny i logosy autorstwa Lobo cieszyły oko scenerów przez kolejnych kilka minut.

Na koniec nieoczekiwanie zostało zaprezentowane najnowsze demo grupy Arise, zatytułowane Pro Memoria 3 (96%). Motywem przewodnim produkcji był slogan „The Demo That Wasn’t There”, którego znaczenie przyszło nam zrozumieć tuż po pokazie. Produkcja była utrzymana w dynamicznym, klasycznym stylu Arise’ów: nieprzewidywalne efekty, świetny design i elektryzująca muzyka Wacka. Jednym zdaniem coś, czego na polskiej scenie C64 brakowało od wielu lat. Całość zwieńczono rysunkiem TSL-a z motywem przewodnim zaczerpniętym z Thunderdome (człowiek w czerwonym stroju, trzymający dłonie wyciągnięte do góry) i podpisem „ave, c64 scene”.

Demo zebrało gromki aplauz, a tuż po nim zza big screena wyłonił się Bimber, trzymający dyskietkę 5’25 w ręku. Padły wówczas z jego strony pamiętne, historyczne słowa: „Coś chciałem powiedzieć. To jest jedyna kopia tego dema. Tego dema nie było.”, po których skierował swoje kroki w stronę... ogniska. Nikt go nie zdążył zatrzymać i po chwili demo spłonęło w ogniu, a wśród publiczności zapanowały różne nastroje. Jedni bili brawo, drudzy niedowierzali... Jedną z najbardziej zaskoczonych osób był Fenek, który zastanawiał się, skąd Wacek z Bimbrem wykopali jego stare, niepublikowane efekty. Jeszcze długo po prezentacji trwały żywiołowe dyskusje na temat tego niecodziennego wydarzenia, którego scena Commodore 64 wcześniej nie zaznała. Wyjaśniający wątpliwości Bimber powiedział, że demo zostało zrobione dla tych ludzi, którzy po prostu przyjechali na meeting i mogli z przyjemnością obejrzeć coś, co zostało stworzone tylko dla nich. Nie brakowało słów podziwu ze strony innych scenerów, a swoje uznanie wyraził m.in. V0yager, który stwierdził, że warto było tutaj przybyć i zobaczyć coś, czego już nikt nigdy nie zobaczy.

Kiedy emocje opadły, większość z nas zgromadziła się przy ognisku celem ogrzania, przy okazji konsumując wątpliwej jakości kiełbasę. Następnie został zorganizowany mini turniej gry w International Soccer, w którym swój udział wzięli Bimber, ja oraz eLBAN. Ten ostatni gromił nas bez skrupułów, przy czym Bimber przegrał 1:3, a ja 0:2. :) Pierwsze starcie było niezwykle komiczne, albowiem dzięki szwankującemu joystickowi jeden z zawodników poruszał się tak, jakby dostał drgawek i będąc jednocześnie sparaliżowanym. :)

Pograłem jeszcze z Fenkiem w Bombmanię i Creatures II, a na koniec przypomniałem sobie stare, dobre czasy przy grze Flimbo’s Quest. :) W międzyczasie większość ludzi ulotniła się do swoich domków, w tym także i główni organizatorzy (Bimbra zawieziono taczką), pozostawiając mi i Black Lightowi trochę pracy związanej ze zwinięciem i schowaniem sprzętu. Ostatnim wydarzeniem, o którym warto wspomnieć, było zakodowanie fraktala przez Fenka, który wyglądał, jakby ubrał się w koszulę nocną. :) Nastąpiło to niejako na zawołanie eLBANa, który kilka chwil wcześniej stwierdził, że meeting bez zwracania to nie meeting. ;) Do drugiej nad ranem trwały jeszcze nasze różnorodne dysputy przy ognisku, aż w końcu zmęczeni udaliśmy się do domków na zasłużony wypoczynek. Noc była potwornie zimna i aż miało się chęć zasnąć przy ognisku. :)

Rano zbudził mnie Wacek, który przyszedł zabrać sprzęt do samochodu. Dalsze próby drzemki spełzły na niczym, stąd też po 9:00 zwlokłem się z łóżka i postanowiłem uwiecznić na kilku fotografiach bałagan i wiszący nadal big screen. Jako że wszyscy jeszcze spali, nie dane mi było się z kimkolwiek pożegnać, więc udałem się w samotną podróż powrotną. Przede mną była jeszcze kilkugodzinna przejażdżka dwoma pociągami osobowymi w kierunku Szczecina z przesiadką w Poznaniu.

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim za niesamowity klimat i atmosferę, Black Lightowi za zorganizowanie wyścigów samochodowych, Bimbrowi i Wackowi za przygotowaną niespodziankę w postaci świetnego dema, Willy’emu i V0yagerowi za udostępnienie Sound Expandera i Kaossilatora do testów oraz Dacie za wspólną podróż na meeting. Przy okazji chciałbym przesłać pozdrowienia dla Mai, której życzę dalszego rozwijania talentu w pisaniu na Commodore 64. :) Stary Piernik 5 na zawsze pozostanie mi w pamięci jako wydarzenie, na którym byłem jednym z nielicznych świadków czegoś, czego nie będzie mi dane w życiu doświadczyć po raz drugi.

V-12/Tropyx Szczecin, 26.04.2010 r.

Stary Piernik 5 - Wyniki Open Compo:

01. Starmate - Surgeon/Vulture Design/Tropyx /zak
01. Old Fogey Tramp Camp - V0yager/Tropyx /zak
01. Chix Dig Dat - Wacek/Arise /grafika
01. Dirty Hardkor Pixels - Bimber/Arise /grafika
01. The Last Samurai - JSL/Covenant/Protovision/Tropyx/ROLE /grafika
01. Anomaly/Draco /kolekcja graficzna
01. Pro Memoria 3 (96%)/Arise /demo (trackmo)

Decyzją partyzantów każda z produkcji zajęła ex-aequo pierwsze miejsce.

Stuff ze Starego Piernika 5 możecie znaleźć w paczce tutaj http://www.elysium.filety.pl/party/Stary_Piernik_5/stary_piernik_5_stuff.zip (login/hasło - elysium).

Raport pierwotnie ukazał się na stronie River’s Edge i jest dostępny wraz z bogatą galerią zdjęć pod adresem http://www.riversedge.pl/stary-piernik-5.