Iron Savior - Megatropolis

Misza

„Megatropolis” ukazał się bez szumnych zapowiedzi oraz medialnego zgiełku. Premiera nastąpiła 4 czerwca 2007 roku, a ja w te pędy udałem się do sklepu by w drżące z podniecenia ręce chwycić płytę ozdobioną klimatyczną okładką, jako żywo pasującą do tytułu i tematu albumu. To chyba najlepszy cover zdobiący wydawnictwo Iron Savoir, co przypuszczalnie pozwala liczyć na dobry, wysokiej jakości materiał. Jednak jak mawiała moja nauczycielka języka polskiego – „Nigdy nie oceniaj książki po okładce!” Czy jej ostrzeżenie w tym wypadku miało rację bytu? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej.

Okładka albumu Megatropolis.Na początek wita nas mocne i klimatyczne „Running Riot”. Ciężkie i surowe riffy grane przez Pieta i Joachima, doładowane maszynową perkusją Thomasa Nacka i wyraźnym basem Yenza zapowiadają, że ten album (podobnie jak i poprzednie) nie będzie niedzielnym spacerkiem. Od samego początku jest ostro i prosto w twarz. Do tego niesamowity głos Pieta i można powiedzieć, że zgodnie z przypuszczeniami dostaliśmy Iron Savoir w swojej najlepszej i najczystszej postaci. Po tym energetycznym powitaniu muzycy zabierają nas na spotkanie z tajemniczym „Człowiekiem Omegą” w rytmie szybkiej gitarowej jazdy, wpadającej w ucho melodii i tym razem nieco lżejszej sekcji rytmicznej. Po dwóch kawałkach nabraliśmy iście rakietowego tempa, więc wypadałoby zwolnić, bo jak wiadomo życie na najwyższych obrotach nie jest specjalnie korzystne dla zdrowia. „Flesh” daje nam na tę chwilę by złapać oddech. To najwolniejszy i zarazem najsłabszy kawałek na płycie, choć trzeba przyznać, że refren i „elektryzujące” w tle sample są całkiem dobrej jakości. Po tym postoju nadchodzi czas na nieuchronną wizytę w gigantycznym, kosmicznym mieście – „Megatropolis”. Zdecydowanie najlepszy kawałek na płycie. Szybki, ostry oraz bezprecedensowy. Dodatkowo ozdobiony klimatycznymi i barwnymi zwolnieniami. Jego doskonały początek, rewelacyjne solówki oraz lider u szczytu swoich możliwości wokalnych złożyły się na genialny obraz tego znakomitego utworu. W „Cybernetic Queen” daje się zauważyć, że zespół chciał zaskoczyć słuchacza i znacznie większy nacisk położył na melodię kosztem gitarowej mocy. Moim zdaniem to całkiem udany zabieg, który pokazuje inne oblicze Iron Savior. Po królewskiej audiencji spotykamy „Cybernetycznego Bohatera”, który kojarzyć się może z tytułowym numerem z albumu „Conditio Red”. Niestety nie wiem po jaką cholerę na koniec wciśnięto irytującą gadkę w języku niemieckim?! Psuje ona pozytywny odbiór całości i pozostawia po sobie wyraźny niesmak. Wracamy do brutalnej rzeczywistości. Kończymy zabawę z nieistniejącymi kosmitami i znów odwiedzamy najmroczniejsze zakamarki „Megatropolis”. Tutaj życie to nie sielanka, tylko prawdziwa szkoła przetrwania, a najgorsze sprawki z Wielkiego Miasta zebrano i opowiedziano w numerze „A Tale From Down Below”. Jest wolno, ciężko i klimatycznie. Czuć tutaj też smak kosmicznego zaszczucia. W głosie Pieta słychać prawdziwą niepewność czy uda mu się przetrwać kolejny dzień w tym ogromnym i nieprzyjaznym uniwersum. Czy ta sztuka się uda? Iskierkę nadziei daje „Still I Belive”. Niestety jest to utwór bez polotu i do tego z nienajlepszą linią melodyczną w refrenie. Następujący po nim „Hammerdown” szybko to naprawia, gdyż jest to klasyczna „Saviorowa” kompozycja z szybkimi, rozcinającymi powietrze riffami i perkusją walącą po uszach tak jak gdyby nie miała w sobie odrobiny litości czy też choćby krzty człowieczeństwa. Album wieńczy „Farewell And Goodbye” z cholernie ciekawym motywem głównym i świdrującą melodią, podczas której Piet prowadzi niemalże monolog z samym sobą.

Ku mojemu zaskoczeniu „Megatropolis” okazuje się być bardzo dobrym materiałem, który jest naturalną kontynuacją tego, co zespół wypracował na przestrzeni wielu lat ze szczególnym uwzględnieniem okresu „Battering Ram”. Od strony technicznej nie można nic zarzucić. Zresztą Piet Sielic ma zbyt duże doświadczenie jako producent, aby coś w tym temacie popsuć. To, co urzeka najbardziej (oczywiście poza wspaniałą muzyką), to rewelacyjne teksty! Jeśli już o nich mowa, to w moim prywatnym rankingu Iron Savoir zawsze zajmował pierwsze miejsce, a tą płytą tylko to udowadnia i pozostawia resztę kapel kilka lat świetlnych w tyle. Zresztą jako fan filmów i literatury SF od dłuższego czasu czuję lekki niedosyt ze względu na pomijanie tej tematyki w muzyce metalowej. A szkoda, bo jest to nieprzebrana kopalnia pomysłów na kanwie której muzycy Iron Savoir po raz kolejny udowodnili, że są zespołem, który już dawno należy do pierwszej ligi power metalu. Wystarczy tylko nie być głuchym i w końcu dostrzec ten oczywisty fakt.

Ocena: 8/10.

Michał Ogniewski „Misza”

Tracklista:

1. Running Riot 04:57
2. The Omega Man 04:52
3. Flesh 05:01
4. Megatropolis 05:03
5. Cybernatic Queen 04:52
6. Cyber Hero 04:58
7. A Tale From Down Below 05:18
8. Still I Believe 04:35
9. Farewell and Good Bye 05:53

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Heavy/Power metal
Kraj: Niemcy

Skład:

Piet Sielck - śpiew, gitara
Joachim „Piesel” Kustner - gitara
Yenz Leonhardt - bas
Thomas Nack - perkusja