Silesia Party 9 by Data

Data

W dniach 17-19 czerwca 2018 r. pod nazwą Silesia 9 miejsce miało ostatnie już spotkanie polskiej commodoroskiej demo sceny. Miejscem imprezy tak, jak w poprzedniej edycji, był Underground Pub w Tychach, gdyż podziemne klimaty okazały się sprzyjać dodawaniu ekstrawagancji naszemu małemu światku twórców cyfrowej sztuki.

Ponieważ tydzień przed SP spędziłem służbowo, a potem gościnnie w Warszawie, postanowiłem dogadać się z ekipą jadącą do Tych ze stolicy. Udało się i swoją podróż wraz z Cancerkiem i Jericho rozpoczęliśmy z warszawskiego Mordoru. Tak więc, jeśli kiedyś będziesz szukał pracy, to raczej nie w tym miejscu... No chyba, że lubisz korporacyjne piekło. Kilka godzin podróży samochodem wraz z dwoma przystankami upłynęło znośnie dzięki miłemu towarzystwu. Na miejscu zawitaliśmy popołudniem i w ogródku wspomnianego pubu od razu dało się zauważyć spółkę kolegów z Amigi: Feia oraz AceMana, którzy wprawdzie ostatecznie nie uiścili wejściówki, ale i to nie przeszkodziło się im świetnie bawić. Zaraz obok spoczywali Sebaloz i Nitro. Gdzieniegdzie orbitował Raf w roli poborcy podatkowego oraz Odyn. Ludzie zaczęli się zjeżdżać ze wszystkich stron zaraz po nas, gdyż na Śląsku nie jest to zdecydowanie trudne.

Tym razem wynajem noclegu nie wchodził w grę, więc pozostawało spanie na party place i nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale z wiekiem przychodzi mi to coraz trudniej. Śpi się ciężej, regeneruje dłużej, a śpiwór w bagażu „ciąży” jak nigdy wcześniej. Nie mniej po tygodniu pobytu w stolicy byłem tak wymęczony, że udało mi się nie tylko zasnąć, ale również zaspać na poranny Parkrun w sobotę. Często korzystam podczas pobytu w niektórych miastach z weekendowych biegów w nich organizowanych. Parkrun to międzynarodowa inicjatywa i również w wielu miastach Polski ludzie biegają w soboty rano swoje „piątki”. Niestety obudziłem się półtorej godziny po czasie. W lochach ani żywej duszy, ciemno... Wychodzę, a tu wszyscy w ogródku. Pozostało przetarcie betonem swoich biegówek po południu już indywidualnie. Kiedy wyruszałem, zostałem nazwany uzależnionym przez Nitro. :D Brzmiało prawie, jak komplement.

Pobyt upływał nam na rozmowach, które się rozkręciły, gdy dołączyli Grabba i Leming. Oprócz rozrywek w stylu karaoke (nie wszyscy scenowcy źle śpiewają), bardzo fajny konkurs zorganizował Komek (związany z pismem Komoda & Amiga plus). Polegał on na odgadywaniu tytułów gier po ekspozycji na sprajty z danego tytułu. Umyślnie użyłem słowa ekspozycja, ponieważ sprajty C64 powiększone wielokrotnie potrafią zrobić mętlik w głowie. Niemniej zabawa była przednia i o ile dobrze pamiętam, konkurs wygrał Jammer ze swoją zdumiewającą pamięcią do postaci w grach. Odbyło się też po competitions nocne demo show oraz występ naszego etatowego demoscenowego DJ-a, czy raczej powinienem rzec CJ-a. ;) Natomiast same kompoty były podzielone na kompoty faktyczne oraz The Best of Silesia. Zawierały one prace wypuszczone podczas wszystkich edycji SP. Oczywiście nie były to wszystkie prace, a tylko te, które przeszły arbitralną selekcję. Miło było ujrzeć jak wiele stuffu udało się naszej scenie spłodzić przez 8 Silesii. Zapomniałem jeszcze wspomnieć o pogadance o gamedevie oraz prezentacji emulatora 1541 na RaspberryPI, jako platformie. Ku mojemu rozczarowaniu niekompatybilnym raczej z RaspberryPI Zero.

Ponieważ była to edycja pożegnalna, hasło imprezy brzmiało „The last Polish C64 party” i w sumie potrafię zrozumieć, iż zorganizowanie 9 edycji takiego eventu musi być męczące. Być może formuła się wyczerpała lub potrzebujemy oddechu lub nowych ludzi, gdyż z pracami również było skromnie. 4 muzyczki, 4 grafiki i 2 wildy na 25 odwiedzających. Wprawdzie marszu pogrzebowego, jak na North Party 10 nie było, ale klimat pożegnalny dało się wyczuć.

No i to jest na ogół ten moment recenzji, kiedy recenzent ma okazję sobie ponarzekać na demo scenę C64, przepowiedzieć jej rychłą śmierć i prawdopodobnie z niej odejść niebawem, gdyż tak zrobiło wielu recenzentów. Ja jednak nie jestem pesymistą. Widzę dużą aktywność w strefie retro, gdzie nowi ludzie zaczynają interesować się starym sprzętem, tworzyć wideoblogi na jego temat, nowe poziomy do starych gier, a także nowe gry. Ci ludzie mogą zasilić scenę C64, która nieustannie ewoluuje. Mówi się, że przedsięwzięcie nazywane demo sceną, to ludzie i jak ludzi zabraknie, demo scena umrze. Tyle, że umarło już wielu demoscenowców. Nie ma już z nami Ramosa z Samaru ani Lobo z Draco, a scena nadal istnieje. Co więcej, doświadczyliśmy wielu rewitalizacji mniejszych scen, jak ta na VIC-20 czy Amstrada. W przypadku braku nowych pomysłów ludzi i ambicji to nasze przedsięwzięcie przechodzi po prostu w śpiączkę w której pozostaje, dopóki nie skusi swoim dorobkiem i podziemnym klimatem nowych zapaleńców chętnych tworzyć tę trudną cyfrową sztukę.

Cóż więc mógłbym napisać, aby skonkludować ostatnią edycję Silesia Party? Coś się kończy, coś się zaczyna.

PS: Podróż powrotną spędziłem w towarzystwie Yugorina, który łaskawie podrzucił mnie do Opola, skąd miałem bliżej do Gorzowa. Podczas rozmowy znów doświadczyłem tego przeczucia, że scena komputerowa łączy ludzi, choć całkiem różnych od siebie, to jednak skojarzonych wspólnymi projektami i aby te projekty napędzać, będziemy również w przyszłości szukać kontaktu, nie tylko wirtualnego.

/Data